wtorek, 17 września 2013

UWAGA!

Ten blog jak wiecie jest już zakończony, ale powracamy z kontynuacją poprzedniego bloga! :
http://zagubiona-w-swiecie-marzen.blogspot.com/  Jest już nowy rozdział, zapraszam do komentowania! Ja wiem, że długo nas nie było, bo kilka miesięcy, ale powodem tego jest brak czasu, dużo nauki.... Aż głupio mi po takim czasie dodawać rozdział.... Zapraszam!

piątek, 13 września 2013

Epilog


- Tak, teraz musi odpocząć. – usłyszałam jakiś głos nade mną.
Chciałam coś powiedzieć, otworzyć oczy, ale nie mogłam…
Dopiero po jakiś kilkunastu minutach doszłam do siebie. Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Otworzyłam oczy. Obok siedział Bartek.
- Bartek… - zaczęłam.
- Ciii.. Nic nie mów.. Ja ci wszystko opowiem.
Złapał mnie za rękę a następnie zaczął mówić.
- Urodziłaś pięknego, zdrowego chłopczyka. Przez cesarkę i trochę długo to trwało, ale najważniejsze że jest zdrowy. – uśmiechnął się.
Widziałam łzy w jego oczach. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Oczywiście cieszyłam się z dziecka. Tak bardzo na niego oczekiwałam.
- Jest jeszcze coś. – dodał. – Wojtek jest na korytarzu… Jemu chyba należą się tłumaczenia o raz jakaś decyzja podjęta przez ciebie. – powiedział a ja przytaknęłam.
- Ania… Bo ja… Zapytam jeszcze raz. – w tej chwili zaczął szukać czegoś w kieszeni.
Spojrzałam na niego. Zaczęły lecieć mi łzy.
- Wyjdziesz za mnie? – w pudełku zobaczyłam ten sam pierścionek.
- Tak.  –odpowiedziałam bez chwili namysłu. Byłam pewna co do swoich uczuć.
Założył mi pierścionek.
Niestety, tą piękną chwilę, przerwał nam Wojtek. Ale rozumiałam go. Bartek zostawił nas samych. W tym samym momencie pielęgniarka przyniosła moje dziecko. Jak to cudownie brzmi…. Moje dziecko…
- Anka, ja nie chcę nikogo rozdzielać, ale proszę… Chcę widywać się z dzieckiem, będę płacił ci alimenty, co do tego nie ma wątpliwości…. Będzie lepiej jak będziesz się nim opiekować…
- Jasne, cieszę się że obejdzie się bez żadnych sądów…
- Mogę go potrzymać? – zapytał.
Pokiwałam głową. Podszedł i wziął maleństwo.
- Masz jakiś pomysł na imię? – spytał.
W tym samym czasie z Wojtkiem powiedzieliśmy imię : KUBA.
-I tak zostało. ;)
Zamieszkaliśmy razem. Ja, Bartek i Kubuś. Rodzina Kurek. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa. Chrzestnymi zostali Kuba Jarosz i Magda. Razem z Bartkiem zaplanowaliśmy ślub.
3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ:
- Czy bierzesz sobie za żonę Annę Wiśniewską? – zapytał proboszcz.
- Tak. – odpowiedział.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.
Nastąpił namiętny pocałunek. Wyszliśmy z kościoła. Od razu zostaliśmy obrzuceni monetami i ryżem.
Nie obyło się bez gratulacji rodziny, przyjaciół, siatkarzy…
Miesiąc później:
Miesiąc miodowy minął szybko. Byliśmy w Londynie. Zawsze chciałam tam jechać.
Czy jestem szczęśliwa? Tak.
Wojtek często odwiedzał Kubę. Nie kłóciliśmy się. A nawet nasze relacje się poprawiły.
10 lat później:
- Patrz to twoja mamusia dziesięć lat temu. – powiedział Bartek gdy przeglądaliśmy album zdjęć…
- Miała czerwone włosy? – zaśmiał się Kubuś.
- To fakt kiedyś tak wyglądałam. – roześmiałam się.
Teraz włosy przefarbowałam na brąz. Bartek prawie się nie zmienił. Został tym samym wspaniałym człowiekiem jak kiedyś.
Powiedzieliśmy Kubie o Wojtku, jaka jest sytuacja. Zaakceptował to. Do Bartka mówił normalnie: tata.
- Wiecie co? – spytał nasz potomek.
- Co synu?
- I tak was obojga kocham. – przytulił się do nas.
Poleciała mi łza po policzku. I ta łza kończy rozdział tej historii.
To już koniec. Jak dalej toczą się losy państwa Kurek, siatkarzy i innych bohaterów? Pozostawiam to waszej wyobraźni.
***************************************************************
Dziękuję za tyle wyświetleń! Jesteście kochani… Aż chce mi się płakać…Obiecuję, że jeszcze powrócę z inną historią, nową, kto wie może lepszą?
Jeżeli ktoś to w ogóle czytał, to poprosiłabym o skomentowanie tego rozdziału. Chcę wiedzieć ile was było i czy warto było tyle poświęcać czasu. Choć i tak jest wiadome że warto. ;)

niedziela, 8 września 2013

ROZDZIAŁ 56


- Proszę cię, nie krzycz. Porozmawiajmy, w końcu to nasze wspólne dziecko. – powiedział Szczęsny.
Po chwili namysłu wpuściłam go do środka.
- Co ty tu robisz? – z miejsca zerwał się Kłos.
- To nie twoja sprawa. Przyszedłem do Anki, nie do ciebie.
- Anka? – spytał zmartwiony Kamil.
Spojrzałam na niego i wzrokiem dałam znać że jest okey.
Skierowałam się do mojego pokoju, Wojtek za mną. Usiadłam na fotelu, a on na moim łóżku. Przez chwile panowała cisza. Patrzyłam na podłogę. Wojtek cały czas mi się przyglądał. Nie wiedział od czego zacząć. Widać było że bije się z myślami…
- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć po tym co się stało, ale zrozum, że kiedy się dowiedziałem, że mam dziecko…
- Skąd a tym wiesz? – zapytałam.
- Czy to teraz ważne? Dlaczego tego się nie dowiedziałem od ciebie? Tylko od osób trzecich? Wiem, nienawidzisz mnie ale, zrozum dziecko to nie zabawka, powinno mieć obu rodziców.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, dam sobie radę sama…
- Nie zachowam się jak tchórz, jak Kurek…. –spojrzał mi w oczy…
- Możesz przestać?  Nie osądzaj go, miał powód, żeby wyjechać…!
Po co go bronisz?! Zachował się jak świnia, Wojtek ma rację… I co teraz? Pewnie nie wie, że ciąża jest zagrożona…
- Proszę… - zaczął.
- Ciąża jest zagrożona. – stwierdziłam że ma prawo o tym wiedzieć.
Znów niezręczna cisza.
- Mogę stracić te dziecko, rozumiesz? – zaczęłam płakać. Jedyna osoba która jest i będzie dla mnie najważniejsza, może się nie urodzić…
- Pomogę ci.
- Cholera jasna, co mi z twojej pomocy?!  Wiesz jak ja się teraz czuję?
Podszedł i chciał mnie przytulić.
- Nie dotykaj mnie.
- Przepraszam, przemyśl to. Ale, nawet jeśli… I tak będę walczył o te dziecko. – wyszedł.
Zostałam sama. Na chwilę, bo od razu w pokoju zjawiła się Magda z Kamilem.
- Nie płacz, poradzisz sobie…. – wspierał mnie Kamil.
- Nie wiem co mam zrobić.. Nagle wszyscy się ode mnie odwrócili…
- Nie wszyscy…
- Jestem zmęczona, chcę zostać sama…
- Jasne…
Nie poszłam spać, oczywiście kolejna nie przespana noc… Wymioty, kręcenie się w głowie, tysiące scenariuszy w głowie, smutne piosenki…
Nagle usłyszałam jakieś rozmowy na korytarzu. Podeszłam bliżej drzwi.
- Pojebało cię? Teraz przychodzisz? I myślisz, że nic się nie stało? Jesteś zwykłym tchórzem. – usłyszałam głos Magdy.
- Musiałem wyjechać. Załatwić sprawy dotyczące nowego klubu. Nie uciekłem…
KUREK?! Co on tu robi?
- Wiesz co wracaj sobie do tej swojej Rosji… I tak Anka ci tego nie wybaczy… A czego ty w ogóle oczekujesz przyjeżdżając tutaj? Wracasz i myślisz że będzie okay?
- Mogę z nią porozmawiać? – spytał Kurek.
Wróciłam do łóżka. Sama nie wiem ,czy powinnam z nim rozmawiać….
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odezwałam się. Po chwili wszedł do środka. Usiadł na krześle.
- Przepraszam. – powiedział cicho.
Nie wytrzymałam, zaczęły mi z oczu lecieć łzy.
- Nie płacz. Proszę. – usiadł na łóżku.
- Po co przyjechałeś? Zobaczyć czy sobie radzę, czy jestem silna? Tak, jest zajebiście.
- Ciii… Daj mi jeszcze jedną szanse… Wiem, że zachowałem się jak gówniarz, ale musiałem wyjechać.. by zerwać kontrakt z Dynamo. Nie mogłem ci tego powiedzieć, miałem sprawę za zerwanie umowy.
- Mogłeś zostać w tej Rosji, przecież nic cię tu nie trzyma…
- Trzyma i to dużo.
- Dlaczego życie jest takie do dupy? I co ja mam teraz zrobić? Najpierw Wojtek, teraz Ty?
- Był tu? – zapytał zdenerwowany.
- Tak.
- Czego chciał?
- A jak myślisz? W końcu to też jego dziecko.
W tym momencie wybiegłam do łazienki. Wymioty z każdym dniem się nasilały. Bartek pobiegł za mną.
- Już dobrze?  - zapytał.
- Nie mam siły. – usiadłam na podłodze.
- Razem damy radę. –przytulił mnie.
Brakowało mi go. Teraz to sobie uświadomiłam.
- Kocham cię. – powiedział po chwili, jakby oczekiwał potwierdzenia z mojej strony…
- Ja ciebie też. – spojrzałam mu głęboko w oczy…
-  Przepraszam za to co teraz zrobię, jeśli nie…
- Mów. – uśmiechnęłam się, nie spodziewając się niczego.
 - Wyjdziesz za mnie? – z kieszeni wyjął pudełeczko z pierścionkiem.
Oświadczył mi się! Miałam ochotę skakać z radości. Lecz nagle, ból brzucha. Zawroty. Ciemność.
*******************************************************************************

Takiego scanariusza, to się ja nawet nie spodziewałam :) Jej, nie wiem czy uda mi się dodać w tym tygodniu jakiś rozdział ;c sami wiecie, szkoła itd. Zapraszam do komentowania ;p Ps. Nawet jeśli może niedługo zakończę tegbo bloga mam pomysł na kolejną historię.. Chcecie? :D

czwartek, 5 września 2013

ROZDZIAŁ 55


- Jak to?!  - wrzasnęłam.
- No.. – chciał się tłumaczyć, ale na to było za mało czasu.
- Kiedy ma samolot? – zapytałam pełna nadziei.
- No  - spojrzał na zegarek – za jakieś 30 minut.
Co chcę w tej chwili zrobić? Nie wiem.
Zdecydowałam że musze go zatrzymać, nie wiem jak tego dokonam, ale podobno nadzieja umiera ostatnia…
Zamówiłam taksówkę i postanowiłam jechać na dworzec. Nagle taksówka się zatrzymała.
- Przepraszam ale dlaczego pan nie jedzie?
- Chyba jest jakiś wypadek, będziemy musieli poczekać…
-  Cholera jasna! Poczekać? Ja nie mam czasu.. – zapłaciłam i wysiadłam z taksówki.
Wiśniewska, geniuszu, co teraz?
Postanowiłam kogoś zatrzymać… Niestety jak na złość nikt nie chciał się zatrzymać…
Nagle zaczął padać deszcz.  20 minut, niby to dużo… Zdążę. – ciągle sobie powtarzałam gdy biegłam.
Cała mokra, zmęczona wpadłam na dworzec.
- Przepraszam samolot do Rosji…
- Właśnie odlatuje. Jeśli ma pani bilet to proszę wsiadać…
- Tak mam.
- Proszę podać.
Bilet… Przecież nie mam.
- Ał… - złapałam się za brzuch. No co? Muszę tam wejść…
- Co się stało? Może chce pani wody? – zapytała, a ja przytaknęłam. Gdy się oddaliła przebiegłam kilka metrów… Nagle rozbolał mnie brzuch… Tak, teraz naprawdę..
Przykucnęłam.. nic.. Ból się nasilał, nie mogłam oddychać.. Straciłam przytomność.
- Anka? – usłyszałam jakieś głosy nade mną. To był Karol i Matt…
- Gdzie ja jestem? Gdzie Bartek?
- Chyba w Rosji… - powiedział Matt, po czym Karol zgromił go spojrzeniem.
- Czyli nie zdążyłam?
Zapanowała cisza..
- Jak się czujesz? – przerwał ją Kłos po pewnym czasie.
- Co ja tu w ogóle robię? – rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Szpital?
- Tak, zemdlałaś na dworcu.
- Ale co mi dokładnie.. Coś z dzieckiem?
W tej chwili wszedł lekarz..
- Panie doktorze co ze mną?
- Spokojnie, na razie jest wszystko w porządku z panią.
- Co z dzieckiem ? – spytałam zdenerwowana.
- Przykro mi, ciąża jest zagrożona, są małe szanse na urodzenie tego dziecka… I jest jeszcze coś…
Nie mogłam w to uwierzyć… Jak to?!
- Proszę mówić…
- Jeżeli zdecyduje się pani na urodzenie  tego dziecka… Będzie pani musiała być pod stałą opieką bliskich, nie ma sensu trzymania pani w szpitalu, przepiszemy pani leki łagodne dla dziecka… Zero stresu, wysiłku… Ale tą decyzję pozostawiam pani…
Te słowa były dla mnie ciosem… Zostałam sama…Spojrzałam na chłopaków, udawali że są silni ale oni też to przeżywają jak ja… I jeszcze Bartek… Straciłam go, trudno…
- Aniu, nie zostawię cię… - zaczął Matt.
Łzy spływały mi po policzkach…
- Ja też nie, wszyscy ci pomożemy, jesteś dla nas jak siostra…
- Co mam zrobić? Nie mam już siły o nic walczyć i o nikogo.
- Nie będziemy cię do niczego namawiać, to musi być twoja decyzja…
Po kilku dniach zostałam wypisana ze szpitala. Karol wygadał się przed chłopakami że jestem w ciąży. Nie powiedział im jednak, ze ciąża jest zagrożona… To chyba dobrze… nikt nie będzie się nade mną litował i bóg wie co jeszcze robić… I tak codziennie ktoś mnie odwiedzał. Często odwiedzała mnie Ola, czasem Magda i Kamil. Kilka wizyt złożył mi tata. Ogólnie to chciał mnie zabrać do siebie… Nie zgodziłam się. Za dużo bym tutaj zostawiła…
PERSPEKTYWA BARTKA.
Jestem w Rosji. Musiałem wyjechać. Zaplanowałem to wcześniej. Nie wtedy gdy dowiedziałem się o dziecku. I to nie moim… Wiem, ze uciekłem, ale nie dałem rady, nie mogłem się z tym pogodzić. Kobieta mojego życia spała z innym facetem.. Co teraz? Nie wiem.
 PERSPEKTYWA ANKI :
Minął miesiąc. Regularnie odwiedzałam lekarza, brałam leki. Tak, urodzę te dziecko… nie mogę go stracić, tylko ono mi pozostanie… Matt wyjechał, w końcu zaczął się sezon. Mam wymioty, kręci mi się w głowie. Lekarz powiedział że to normalne.
25 grudnia. Wigilia.
Siedzimy przy stole, wspólnie śpiewając kolędy. Ja, Ola, Karol, Magda, Kamil, mój tata. Wszyscy są szczęśliwi.. No może nie wszyscy… Nie ja… Boję się co będzie dalej.
Dajemy sobie prezenty, niby wszystko w porządku, ale jednak… Te święta nie są tak magiczne, np. jak rok temu..
Nagle słyszę dzwonek do drzwi.
- Kto to o tej porze? – pyta Olka.
Wzruszam ramionami i kieruję się do drzwi. Nie wierzę, widzę jego, po raz kolejny. Co on tu robi ?! Podchodzi do mnie. Jestem w szoku. Nie mogę z siebie nic wydusić.. Głaszczę mój brzuch.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?  -pyta.
Zaczynają mi lecieć łzy.
- Nie masz do niego prawa, nienawidzę cię. Nie przypuszczałam że takie rzeczy będę musiała wygadywać w Boże Narodzenie… Nie istniejesz dla mnie…

***************************************************************************

Ten rozdział nie miał tak wyglądać...Sami rozumiecie.. szkoła, itd. ;/ Nawet myslę o zakończeniu bloga epilogiem... Komentujemy :)