wtorek, 17 września 2013

UWAGA!

Ten blog jak wiecie jest już zakończony, ale powracamy z kontynuacją poprzedniego bloga! :
http://zagubiona-w-swiecie-marzen.blogspot.com/  Jest już nowy rozdział, zapraszam do komentowania! Ja wiem, że długo nas nie było, bo kilka miesięcy, ale powodem tego jest brak czasu, dużo nauki.... Aż głupio mi po takim czasie dodawać rozdział.... Zapraszam!

piątek, 13 września 2013

Epilog


- Tak, teraz musi odpocząć. – usłyszałam jakiś głos nade mną.
Chciałam coś powiedzieć, otworzyć oczy, ale nie mogłam…
Dopiero po jakiś kilkunastu minutach doszłam do siebie. Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Otworzyłam oczy. Obok siedział Bartek.
- Bartek… - zaczęłam.
- Ciii.. Nic nie mów.. Ja ci wszystko opowiem.
Złapał mnie za rękę a następnie zaczął mówić.
- Urodziłaś pięknego, zdrowego chłopczyka. Przez cesarkę i trochę długo to trwało, ale najważniejsze że jest zdrowy. – uśmiechnął się.
Widziałam łzy w jego oczach. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Oczywiście cieszyłam się z dziecka. Tak bardzo na niego oczekiwałam.
- Jest jeszcze coś. – dodał. – Wojtek jest na korytarzu… Jemu chyba należą się tłumaczenia o raz jakaś decyzja podjęta przez ciebie. – powiedział a ja przytaknęłam.
- Ania… Bo ja… Zapytam jeszcze raz. – w tej chwili zaczął szukać czegoś w kieszeni.
Spojrzałam na niego. Zaczęły lecieć mi łzy.
- Wyjdziesz za mnie? – w pudełku zobaczyłam ten sam pierścionek.
- Tak.  –odpowiedziałam bez chwili namysłu. Byłam pewna co do swoich uczuć.
Założył mi pierścionek.
Niestety, tą piękną chwilę, przerwał nam Wojtek. Ale rozumiałam go. Bartek zostawił nas samych. W tym samym momencie pielęgniarka przyniosła moje dziecko. Jak to cudownie brzmi…. Moje dziecko…
- Anka, ja nie chcę nikogo rozdzielać, ale proszę… Chcę widywać się z dzieckiem, będę płacił ci alimenty, co do tego nie ma wątpliwości…. Będzie lepiej jak będziesz się nim opiekować…
- Jasne, cieszę się że obejdzie się bez żadnych sądów…
- Mogę go potrzymać? – zapytał.
Pokiwałam głową. Podszedł i wziął maleństwo.
- Masz jakiś pomysł na imię? – spytał.
W tym samym czasie z Wojtkiem powiedzieliśmy imię : KUBA.
-I tak zostało. ;)
Zamieszkaliśmy razem. Ja, Bartek i Kubuś. Rodzina Kurek. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa. Chrzestnymi zostali Kuba Jarosz i Magda. Razem z Bartkiem zaplanowaliśmy ślub.
3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ:
- Czy bierzesz sobie za żonę Annę Wiśniewską? – zapytał proboszcz.
- Tak. – odpowiedział.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.
Nastąpił namiętny pocałunek. Wyszliśmy z kościoła. Od razu zostaliśmy obrzuceni monetami i ryżem.
Nie obyło się bez gratulacji rodziny, przyjaciół, siatkarzy…
Miesiąc później:
Miesiąc miodowy minął szybko. Byliśmy w Londynie. Zawsze chciałam tam jechać.
Czy jestem szczęśliwa? Tak.
Wojtek często odwiedzał Kubę. Nie kłóciliśmy się. A nawet nasze relacje się poprawiły.
10 lat później:
- Patrz to twoja mamusia dziesięć lat temu. – powiedział Bartek gdy przeglądaliśmy album zdjęć…
- Miała czerwone włosy? – zaśmiał się Kubuś.
- To fakt kiedyś tak wyglądałam. – roześmiałam się.
Teraz włosy przefarbowałam na brąz. Bartek prawie się nie zmienił. Został tym samym wspaniałym człowiekiem jak kiedyś.
Powiedzieliśmy Kubie o Wojtku, jaka jest sytuacja. Zaakceptował to. Do Bartka mówił normalnie: tata.
- Wiecie co? – spytał nasz potomek.
- Co synu?
- I tak was obojga kocham. – przytulił się do nas.
Poleciała mi łza po policzku. I ta łza kończy rozdział tej historii.
To już koniec. Jak dalej toczą się losy państwa Kurek, siatkarzy i innych bohaterów? Pozostawiam to waszej wyobraźni.
***************************************************************
Dziękuję za tyle wyświetleń! Jesteście kochani… Aż chce mi się płakać…Obiecuję, że jeszcze powrócę z inną historią, nową, kto wie może lepszą?
Jeżeli ktoś to w ogóle czytał, to poprosiłabym o skomentowanie tego rozdziału. Chcę wiedzieć ile was było i czy warto było tyle poświęcać czasu. Choć i tak jest wiadome że warto. ;)

niedziela, 8 września 2013

ROZDZIAŁ 56


- Proszę cię, nie krzycz. Porozmawiajmy, w końcu to nasze wspólne dziecko. – powiedział Szczęsny.
Po chwili namysłu wpuściłam go do środka.
- Co ty tu robisz? – z miejsca zerwał się Kłos.
- To nie twoja sprawa. Przyszedłem do Anki, nie do ciebie.
- Anka? – spytał zmartwiony Kamil.
Spojrzałam na niego i wzrokiem dałam znać że jest okey.
Skierowałam się do mojego pokoju, Wojtek za mną. Usiadłam na fotelu, a on na moim łóżku. Przez chwile panowała cisza. Patrzyłam na podłogę. Wojtek cały czas mi się przyglądał. Nie wiedział od czego zacząć. Widać było że bije się z myślami…
- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć po tym co się stało, ale zrozum, że kiedy się dowiedziałem, że mam dziecko…
- Skąd a tym wiesz? – zapytałam.
- Czy to teraz ważne? Dlaczego tego się nie dowiedziałem od ciebie? Tylko od osób trzecich? Wiem, nienawidzisz mnie ale, zrozum dziecko to nie zabawka, powinno mieć obu rodziców.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, dam sobie radę sama…
- Nie zachowam się jak tchórz, jak Kurek…. –spojrzał mi w oczy…
- Możesz przestać?  Nie osądzaj go, miał powód, żeby wyjechać…!
Po co go bronisz?! Zachował się jak świnia, Wojtek ma rację… I co teraz? Pewnie nie wie, że ciąża jest zagrożona…
- Proszę… - zaczął.
- Ciąża jest zagrożona. – stwierdziłam że ma prawo o tym wiedzieć.
Znów niezręczna cisza.
- Mogę stracić te dziecko, rozumiesz? – zaczęłam płakać. Jedyna osoba która jest i będzie dla mnie najważniejsza, może się nie urodzić…
- Pomogę ci.
- Cholera jasna, co mi z twojej pomocy?!  Wiesz jak ja się teraz czuję?
Podszedł i chciał mnie przytulić.
- Nie dotykaj mnie.
- Przepraszam, przemyśl to. Ale, nawet jeśli… I tak będę walczył o te dziecko. – wyszedł.
Zostałam sama. Na chwilę, bo od razu w pokoju zjawiła się Magda z Kamilem.
- Nie płacz, poradzisz sobie…. – wspierał mnie Kamil.
- Nie wiem co mam zrobić.. Nagle wszyscy się ode mnie odwrócili…
- Nie wszyscy…
- Jestem zmęczona, chcę zostać sama…
- Jasne…
Nie poszłam spać, oczywiście kolejna nie przespana noc… Wymioty, kręcenie się w głowie, tysiące scenariuszy w głowie, smutne piosenki…
Nagle usłyszałam jakieś rozmowy na korytarzu. Podeszłam bliżej drzwi.
- Pojebało cię? Teraz przychodzisz? I myślisz, że nic się nie stało? Jesteś zwykłym tchórzem. – usłyszałam głos Magdy.
- Musiałem wyjechać. Załatwić sprawy dotyczące nowego klubu. Nie uciekłem…
KUREK?! Co on tu robi?
- Wiesz co wracaj sobie do tej swojej Rosji… I tak Anka ci tego nie wybaczy… A czego ty w ogóle oczekujesz przyjeżdżając tutaj? Wracasz i myślisz że będzie okay?
- Mogę z nią porozmawiać? – spytał Kurek.
Wróciłam do łóżka. Sama nie wiem ,czy powinnam z nim rozmawiać….
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odezwałam się. Po chwili wszedł do środka. Usiadł na krześle.
- Przepraszam. – powiedział cicho.
Nie wytrzymałam, zaczęły mi z oczu lecieć łzy.
- Nie płacz. Proszę. – usiadł na łóżku.
- Po co przyjechałeś? Zobaczyć czy sobie radzę, czy jestem silna? Tak, jest zajebiście.
- Ciii… Daj mi jeszcze jedną szanse… Wiem, że zachowałem się jak gówniarz, ale musiałem wyjechać.. by zerwać kontrakt z Dynamo. Nie mogłem ci tego powiedzieć, miałem sprawę za zerwanie umowy.
- Mogłeś zostać w tej Rosji, przecież nic cię tu nie trzyma…
- Trzyma i to dużo.
- Dlaczego życie jest takie do dupy? I co ja mam teraz zrobić? Najpierw Wojtek, teraz Ty?
- Był tu? – zapytał zdenerwowany.
- Tak.
- Czego chciał?
- A jak myślisz? W końcu to też jego dziecko.
W tym momencie wybiegłam do łazienki. Wymioty z każdym dniem się nasilały. Bartek pobiegł za mną.
- Już dobrze?  - zapytał.
- Nie mam siły. – usiadłam na podłodze.
- Razem damy radę. –przytulił mnie.
Brakowało mi go. Teraz to sobie uświadomiłam.
- Kocham cię. – powiedział po chwili, jakby oczekiwał potwierdzenia z mojej strony…
- Ja ciebie też. – spojrzałam mu głęboko w oczy…
-  Przepraszam za to co teraz zrobię, jeśli nie…
- Mów. – uśmiechnęłam się, nie spodziewając się niczego.
 - Wyjdziesz za mnie? – z kieszeni wyjął pudełeczko z pierścionkiem.
Oświadczył mi się! Miałam ochotę skakać z radości. Lecz nagle, ból brzucha. Zawroty. Ciemność.
*******************************************************************************

Takiego scanariusza, to się ja nawet nie spodziewałam :) Jej, nie wiem czy uda mi się dodać w tym tygodniu jakiś rozdział ;c sami wiecie, szkoła itd. Zapraszam do komentowania ;p Ps. Nawet jeśli może niedługo zakończę tegbo bloga mam pomysł na kolejną historię.. Chcecie? :D

czwartek, 5 września 2013

ROZDZIAŁ 55


- Jak to?!  - wrzasnęłam.
- No.. – chciał się tłumaczyć, ale na to było za mało czasu.
- Kiedy ma samolot? – zapytałam pełna nadziei.
- No  - spojrzał na zegarek – za jakieś 30 minut.
Co chcę w tej chwili zrobić? Nie wiem.
Zdecydowałam że musze go zatrzymać, nie wiem jak tego dokonam, ale podobno nadzieja umiera ostatnia…
Zamówiłam taksówkę i postanowiłam jechać na dworzec. Nagle taksówka się zatrzymała.
- Przepraszam ale dlaczego pan nie jedzie?
- Chyba jest jakiś wypadek, będziemy musieli poczekać…
-  Cholera jasna! Poczekać? Ja nie mam czasu.. – zapłaciłam i wysiadłam z taksówki.
Wiśniewska, geniuszu, co teraz?
Postanowiłam kogoś zatrzymać… Niestety jak na złość nikt nie chciał się zatrzymać…
Nagle zaczął padać deszcz.  20 minut, niby to dużo… Zdążę. – ciągle sobie powtarzałam gdy biegłam.
Cała mokra, zmęczona wpadłam na dworzec.
- Przepraszam samolot do Rosji…
- Właśnie odlatuje. Jeśli ma pani bilet to proszę wsiadać…
- Tak mam.
- Proszę podać.
Bilet… Przecież nie mam.
- Ał… - złapałam się za brzuch. No co? Muszę tam wejść…
- Co się stało? Może chce pani wody? – zapytała, a ja przytaknęłam. Gdy się oddaliła przebiegłam kilka metrów… Nagle rozbolał mnie brzuch… Tak, teraz naprawdę..
Przykucnęłam.. nic.. Ból się nasilał, nie mogłam oddychać.. Straciłam przytomność.
- Anka? – usłyszałam jakieś głosy nade mną. To był Karol i Matt…
- Gdzie ja jestem? Gdzie Bartek?
- Chyba w Rosji… - powiedział Matt, po czym Karol zgromił go spojrzeniem.
- Czyli nie zdążyłam?
Zapanowała cisza..
- Jak się czujesz? – przerwał ją Kłos po pewnym czasie.
- Co ja tu w ogóle robię? – rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Szpital?
- Tak, zemdlałaś na dworcu.
- Ale co mi dokładnie.. Coś z dzieckiem?
W tej chwili wszedł lekarz..
- Panie doktorze co ze mną?
- Spokojnie, na razie jest wszystko w porządku z panią.
- Co z dzieckiem ? – spytałam zdenerwowana.
- Przykro mi, ciąża jest zagrożona, są małe szanse na urodzenie tego dziecka… I jest jeszcze coś…
Nie mogłam w to uwierzyć… Jak to?!
- Proszę mówić…
- Jeżeli zdecyduje się pani na urodzenie  tego dziecka… Będzie pani musiała być pod stałą opieką bliskich, nie ma sensu trzymania pani w szpitalu, przepiszemy pani leki łagodne dla dziecka… Zero stresu, wysiłku… Ale tą decyzję pozostawiam pani…
Te słowa były dla mnie ciosem… Zostałam sama…Spojrzałam na chłopaków, udawali że są silni ale oni też to przeżywają jak ja… I jeszcze Bartek… Straciłam go, trudno…
- Aniu, nie zostawię cię… - zaczął Matt.
Łzy spływały mi po policzkach…
- Ja też nie, wszyscy ci pomożemy, jesteś dla nas jak siostra…
- Co mam zrobić? Nie mam już siły o nic walczyć i o nikogo.
- Nie będziemy cię do niczego namawiać, to musi być twoja decyzja…
Po kilku dniach zostałam wypisana ze szpitala. Karol wygadał się przed chłopakami że jestem w ciąży. Nie powiedział im jednak, ze ciąża jest zagrożona… To chyba dobrze… nikt nie będzie się nade mną litował i bóg wie co jeszcze robić… I tak codziennie ktoś mnie odwiedzał. Często odwiedzała mnie Ola, czasem Magda i Kamil. Kilka wizyt złożył mi tata. Ogólnie to chciał mnie zabrać do siebie… Nie zgodziłam się. Za dużo bym tutaj zostawiła…
PERSPEKTYWA BARTKA.
Jestem w Rosji. Musiałem wyjechać. Zaplanowałem to wcześniej. Nie wtedy gdy dowiedziałem się o dziecku. I to nie moim… Wiem, ze uciekłem, ale nie dałem rady, nie mogłem się z tym pogodzić. Kobieta mojego życia spała z innym facetem.. Co teraz? Nie wiem.
 PERSPEKTYWA ANKI :
Minął miesiąc. Regularnie odwiedzałam lekarza, brałam leki. Tak, urodzę te dziecko… nie mogę go stracić, tylko ono mi pozostanie… Matt wyjechał, w końcu zaczął się sezon. Mam wymioty, kręci mi się w głowie. Lekarz powiedział że to normalne.
25 grudnia. Wigilia.
Siedzimy przy stole, wspólnie śpiewając kolędy. Ja, Ola, Karol, Magda, Kamil, mój tata. Wszyscy są szczęśliwi.. No może nie wszyscy… Nie ja… Boję się co będzie dalej.
Dajemy sobie prezenty, niby wszystko w porządku, ale jednak… Te święta nie są tak magiczne, np. jak rok temu..
Nagle słyszę dzwonek do drzwi.
- Kto to o tej porze? – pyta Olka.
Wzruszam ramionami i kieruję się do drzwi. Nie wierzę, widzę jego, po raz kolejny. Co on tu robi ?! Podchodzi do mnie. Jestem w szoku. Nie mogę z siebie nic wydusić.. Głaszczę mój brzuch.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?  -pyta.
Zaczynają mi lecieć łzy.
- Nie masz do niego prawa, nienawidzę cię. Nie przypuszczałam że takie rzeczy będę musiała wygadywać w Boże Narodzenie… Nie istniejesz dla mnie…

***************************************************************************

Ten rozdział nie miał tak wyglądać...Sami rozumiecie.. szkoła, itd. ;/ Nawet myslę o zakończeniu bloga epilogiem... Komentujemy :)

piątek, 30 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 54


- Połknij to. – podał mi jakieś tabletki.
- O nie… Najpierw Bartman, teraz ty.. Ja naprawdę jestem zdrowa. Nic mi nie będzie.
- Anka… - westchnął.
- Jeżeli cię męczę, to ja cię nie zatrzymuję.
- Nie zostawię cię samej. Masz i popij wodą.
Wzięłam lekarstwo. Czułam się okropnie, cały czas mnie mdliło.
- Jedźmy do lekarza. – postanowił.
- Bartek, to zwykłe przeziębienie…
- Nie, przebierz się i jedziemy.
Po pół godzinie byłam gotowa. Wsiedliśmy do samochodu.
- Iść z tobą? – zapytał gdy byliśmy już na miejscu.
- Poradzę sobie. – wysiadłam z auta i skierowałam się w stronę szpitala.
30 minut później:
-  Pani Anna Wiśniewska. – lekarz wyłonił się zza drzwi.
Weszłam do środka.
- Co pani dolega? – zapytał pisząc jakieś notatki.
- Ogólnie to chyba mam gorączkę, katar, wymiotuję i boli mnie brzuch.
- Aha. Proszę zdjąć bluzkę, musze panią przebadać. – po chwili wykonałam jego polecenie.
- Jest pani przeziębiona, ale niepokoi mnie jeszcze ten ból brzucha. Skieruję panią na dodatkowe badania.
Dał mi receptę i wyszłam na korytarz.
- Nie rozumiem, po co jeszcze te głupie badania, to przecież grypa, wezmę jakieś tabletki i mi przejdzie… - powiedziałam, gdy ujrzałam Kurka.
- Lepiej zrobić badania i mieć spokój. – nie zdążył wypowiedzieć tych słów bo wezwała nas pani doktor.
- Może pan wejść jeśli chce. – skierowała te słowa do Kurka.
Spojrzeliśmy na siebie. Jedynie wzruszyłam ramionami  i podążyłam za śladami lekarki. Zorientowałam się że Bartek zdecydował się wejść.
- Proszę się położyć. – wskazała na łóżko doktor Iwona Adamiak.
Posłusznie wykonałam polecenie. Kurek usiadł z boku, aby nie przeszkadzać.
Po kilku minutach badań nadal nie wiedziałam po co tu jeszcze leżę.
- Pani doktor ile to jeszcze potrwa? – powiedziałam zniecierpliwiona.
- Proszę nic nie mówić. – uciszyła mnie.
Po kolejnych kilku minutach zabrała głos:
- Jest pani trochę przeziębiona, ale…
- Ale co? –wtrącił się Kurek.
- Gratuluję jest pani w trzecim tygodniu ciąży.
WTF?!
- Słucham? – nie zdążyłam dokończyć, bo usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Tak, to Kurek. Wybiegł z gabinetu.
- Jest pani w ciąży. – powtórzyła ponownie pani Iwona. – Musi pani przyjść jutro na badania kontrolne.
Nie mogłam w to uwierzyć. I nie wiecie co jest najgorsze… Że ojcem mojego dziecka jest Wojtek…
Jedno jest pewne. Nie dowie się, że ma dziecko, nigdy. Wolę, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca… On nie istnieje. Nie dla mnie.
Wyszłam z gabinetu. Nie mogłam dojść do siebie. Zadzwoniłam po Karola żeby po mnie przyjechał…
- I co lekarz powiedział? Pewnie, że mało jesz? – roześmiał się. – Już ja się tobą zajmę. – powiedział w drodze do domu.
- Jestem w ciąży. – powiedziałam patrząc w szybę.
Na te słowa gwałtownie zahamował…Oparł głowę o kierownicę.
- Z Wojtkiem? – zapytał.
Pokiwałam głową. Nie jestem silna, nie w tym momencie. Rozkleiłam się. Kłos mnie pocieszał ale to na marne. Powinnam się cieszyć, ale nie w tych okolicznościach…
Odpalił samochód, gdy trochę się uspokoiłam. Dojechaliśmy na miejsce. Chciałam wysiąść ale mnie zatrzymał.
- Nie jesteś sama, pomogę ci.
- Nie, muszę sama sobie pomóc… To nie jest jeszcze najgorsze… Bartek wie o dziecku…
- Pogadam z nim… - popatrzył na mnie.
- Nie, wątpię też że będzie chciał mnie w ogóle widzieć…
- Nie poddawaj się…
Tą radą zakończył rozmowę. Wysiadłam i skierowałam się od razu do mojego pokoju.
Minęła godzina. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę? – w drzwiach ujrzałam Olkę  - dziewczynę Kłosa.
- Tak.
- Zrobiłam ci kanapki i herbatę. Proszę.
- Nie jestem głodna, dzięki.
- Karol powiedział że masz to zjeść bo on tu przyjdzie i lepiej żebyś nie ryzykowała. – roześmiałyśmy się. Natomiast ja znów zaczęłam płakać..
- Spokojnie, nie jesteś sama…
- Już nie mogę… - schowałam twarz w poduszce…
Olka podeszła i mnie przytuliła…
- Mogę zostać sama? – spytałam a ona pokiwała głową.
- A.. i masz jeszcze leki…
- Dzięki. I przepraszam że jestem dla was takim ciężarem..
- Coś ty. Oboje z Karolem cię lubimy i w ogóle tak nie myśl.
Pogadałyśmy jeszcze chwilkę a następnie wzięłam leki i zasnęłam.
Obudził mnie budzik. No tak czas do pracy. Stwierdziłam że pojadę dziś wcześniej. Powiedziałam Karolowi, żeby nie mówił że jestem w ciąży. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Wiem jednak, że musze pogadać z Kurkiem,  choć wątpię że się dziś pojawi w pracy…
Wzięłam prysznic i ubrałam się:  http://allani.pl/zestaw/852381  a następnie zamówiłam taksówkę. Zjadłam kanapki i podeszłam do lustra.
- No mały dziś pójdziemy do pani doktor. Poradzimy sobie we dwójkę, zobaczysz… - dotknęłam ręką  brzucha.
- Wiem, że sobie poradzisz bo jesteś silna. – za sobą ujrzałam Kłosa.
- Długo tu stoisz?  - odeszłam od lustra.
- A ty już się zbierasz? Poczekaj to pojedziemy razem…
- Nie, zamówiłam taksówkę, potem pojadę do szpitala…
- O chyba taksówka jest. – usłyszeliśmy trukanie…
Wsiadłam i po chwili byliśmy już na miejscu.
- O Ania, w końcu jesteś. Ale przypadkiem nie jesteś przeziębiona? – na progu powitał mnie pan Jacek.
- Tak ale już mi lepiej. Od razu wezmę się za robienie zdjęć. – powiedziałam i skierowałam się na halę.
- O, nasza pani fotograf. – przywitał się ze mną Zati.
- Witaj Pawełku. Nie widziałeś gdzieś Bartka?
- Jak to Bartka? – spytał jakby zaskoczony.
- No chyba raczej tu gra, zawodnik Skry Bełchatów. – roześmiałam się. – No nie mów że gościa nie znasz.
- Nie powiedział ci?
- Czego mi nie powiedział?
- No bo dziś wyjeżdża do Rosji. Podpisał 2 letni kontrakt z Dynamem. – na te słowa o mało co nie zemdlałam…

 *************************************************************************
Może nie wyobrażaliscie sobie takiego zwrotu akcji ale jak zwykle musiałam zamieszać xD Komentujemyy ;* Dwa dni i do szkoły... :P

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 53


Obudziłam się z bólem głowy. Spojrzałam odruchowo przed siebie. Ujrzałam tam Kurka śpiącego na krześle… Skąd on się tu wziął?! Kurwa… kolejna amnezja? Nie, to przez ten alkohol. Pamiętam tylko urywki sytuacji..
Spał. Postanowiłam go nie budzić. Chciałam przeczesać ręką włosy. Dotknęłam przy tym czoła. Były na nim krople potu. Nagle zaczęłam kaszleć. Powstrzymywałam się, żeby nie obudzić Bartka. Udało się.
,,Wstając z łóżka z niechęcią do wszystkiego, rozpoczynasz kolejny dzień, pełen absurdalnych rozczarowań. Każdy jeszcze bardziej pusty i beznamiętny, niż poprzedni.’’
Postanowiłam iść do kuchni po wodę. Miałam kaca. Gdy wstałam z łóżka zakręciło mi się w głowie. Potknęłam się i upadłam z hukiem na podłogę. Tak, cała ja…
,, Lepiej iść i upadać niż cały czas klęczeć.’’
- Co się stało? – poderwał się z krzesła.
- Nic. – wstałam i skierowałam się do kuchni.
- Zaczekaj. To co mówiłaś wczoraj… - zaczął.
- Yyyy… Niby co?   - wzruszyłam ramionami.
- Nie pamiętasz… - bardziej stwierdził niż spytał.
- Nie bardzo… - wzruszyłam ramionami jakbym się w ogóle tym nie przejęła.
- Możemy w końcu porozmawiać szczerze? Tak jak kiedyś. Wyjaśnijmy sobie coś raz na zawsze. – jeszcze nigdy nie widziałam go tak stanowczego.
Zapanowała cisza. Po tych słowach mogłam spodziewać się wszystkiego.
- To słucham. – usiadłam na łóżku a on koło mnie.
- Dasz mi jeszcze jedną szansę? – zapytał.
- Nie umiem przebaczać, na pewno nie teraz. Wiesz dobrze jak bardzo mi na tobie zależało… Obiecywałeś…
- Wiem, ale… Nie zdradziłem cię… Uwierz, proszę. – spojrzał tym błagalnym wzrokiem.
,, Najgorzej jest, gdy szukając siebie w jego oczach znajdujesz obojętność.’’
- Nie mam co do tego pewności. Sama nie wiem co do ciebie czuję… i czy w ogóle coś czuję.
- To jak na razie przyjaźń?
,, Najbardziej może zawieźć tylko ta osoba , wobec której miałeś największe oczekiwania.’’
- Nie umiem tak… Nie teraz. Daj mi czas. Może przez jakiś czas nie kontaktujmy się ze sobą.
- A praca? – spytał.
- Praca swoją droga… I tak prawie się mijamy…
Pokiwał głową. I co teraz? Znów ta dręcząca cisza.
- Chodź na śniadanie. – wstałam a on po krótce podążył za mną.
Na kanapie spał Ignaczak. Bartman siedział na krześle.
- O wstałeś. – roześmiałam się.
- Kobieto litości. – Zibi złapał się za głowę.
W tym momencie kichnęłam.
- Aaa… nie strzelajcie, dam wam tą torbę. – nagle usłyszeliśmy głos Ignaczaka. Od razu wybuchliśmy śmiechem, przy tym go budząc.
- O hej.  –przywitał się Igła, przecierając oczy.
- Chyba się przeziębiłaś. – wstał Zibi i podszedł do mnie. Dotknął ręką mojego czoła. – No tak, masz gorączkę. Już do łóżka! – popędził mnie.
- Doktorze Bartman, jestem zdrowa. – w tym momencie znów kichnęłam.
- Widać. – roześmiał się Igła.
- Zibi ma racje połóż się. – odezwał się Kurek.
- Ale… - zaczęłam protestować ale to chyba na nic.
- Bo zaciągnę cię siłą. –  Bartman poruszył brwiami.
- Do łóżka? – spytałam ze śmiechem.
Spojrzałam na Kurka. Patrzył na mnie w tym samym momencie.
- To jak? – zbliżył się Bartman.
- Ale ja miałam dziś iść do pracy…
- Wytłumaczę to Nawrockiemu. – powiedział Kurek.
W ten oto sposób nie poszłam do pracy. Położyłam się pod kołdrę. Było mi strasznie zimno. Zibi przyniósł mi gorącą herbatę i jakieś leki.
- Ale ten syrop jest niedobry. – skrzywiłam się na samą myśl o nim.
- Oj, doktor Zbyszek nie lubi niegrzecznych pacjentów.
- Chyba pacjentki…
- Mówiłaś coś?
- Tak. – roześmiałam się.
 - No to wypij moje zdrowie. -  podał mi łyżkę z syropem.
- No to teraz to już w ogóle tego nie wypiję. – odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Jak dziecko. – pokręcił głową.
- Męcz się Bartman… - roześmiałam się.
W końcu po ciężkich mękach i długich namowach wypiłam to ohydztwo.
- Dobra idź już.
- Wypędzasz mnie? – oburzył się.
- Masz treningi, dziewczynę, a ja ci głowę zawracam.
- No dosłownie. – roześmiał się.
- Bartman….
- Oj dobra. – uśmiechnął się.
Po pół godzinie musiał już jechać… No tak Karol na treningu Igła w Rzeszowie, Matt u  jakiejś ciotki, reszta w domu… Zapowiada się cudowny dzień… Najpierw pogadałam z Kamilem, potem z Magdą, tatą  i tak zleciała mi godzina.
Usłyszałam pukanie w drzwi.
- Proszę. – powiedziałam i w drzwiach pojawił się Kurek.
- Można? – powitał mnie uśmiechem.
- Mięliśmy się unikać, odpocząć od siebie, ale wchodź. – roześmiałam się.
- No tak zapomniałem. – usiadł na łóżku. – Mam coś dla ciebie. – zza pleców wyjął cukierki krówki.
- Krówki z Wawela… Magda ci powiedziała? – zaśmiałam się
- Ale lubisz? – spytał z uśmiechem.
 - Człowieku… To mój smak z dzieciństwa, a ty się jeszcze pytasz.
Zaczęliśmy jeść cukierki. Trochę rozmawialiśmy, ale ja wolałam nie poruszać tematu o nas…
 **************************************************************************
53 :P komentujesz = motywujesz :D macie jakieś siatkarskie opowiadania? jeśli tak to piszcie w komentarzach :) z chęcią zajrzę ;P




czwartek, 22 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 52


- Nic ci nie jest? – spytał kiedy upadłam na ziemię.
Ten głos rozpoznam zawsze…
- Co ty tu robisz Kurek? – spytałam, a niemalże krzyknęłam.
Podał mi rękę ale spróbowałam wstać sama. Nagle zabolała mnie ręka, która była owinięta bandażem.
- Ałć. –zajęczałam.
- Co ci się stało? – spytał zmartwiony.
- Teraz zaczęło cię to obchodzić? A może zaczęłam się ciąć, bo już dłużej nie mam po co żyć?
Nie wiem co mi wtedy odbiło. Nagle poczułam jak ktoś mnie podnosi z tyłu, a następnie obejmuje.
- Jakiś problem? – spytał Matt.
- Co tu robisz?  - Kurek zwrócił się z tym pytaniem do Matta.
- Nocuję, a ty po co przyszedłeś?  -spytał Anderson.
- Mam sprawę do Karola, ale jeżeli moja obecność ci przeszkadza – skierował te słowa do mnie – to wyjdę.
- Nie, to w końcu i twój znajomy.  – minęłam go.
Ten sam zapach perfum, zaciągnęłam je nosem. Czy można się od nich uzależnić? Tak. Jestem tego przykładem.
Słyszałam jeszcze jak Matt z nim rozmawia. Postanowiłam wziąć prysznic. Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/849099 , a następnie poszłam do kuchni. Przy stole siedzieli już Olka, Karol i Matt, Kurek widocznie już poszedł.
- Zjesz z nami? – spytał Karol.
- Jasne. – przysiadłam się.
- Olka? –spytał Kłos.
Nie zareagowała.
- Jak chcesz to mogę zacząć… - zwrócił się do niej, a ona go zmierzyła wzrokiem.
- No dobra, chciałam cię przeprosić że byłam taka niemiła. W ramach tego może pójdziemy na zakupy, bo słyszałam że ma być jakaś impreza u nas, a w lodówce świecą pustki.
- Jak chcesz. Przeprosiny przyjęte, no i ja też przepraszam.
- O której macie trening?  -zapytała Olka.
- O 10.00.
- To pojadę z tobą, muszę podjąć decyzję co do pracy….
- Nie będę cię namawiał, ale zgódź się. – prawie błagał Kłos.
- Przekonałeś mnie. – zaśmiałam się.
Po śniadaniu zaczęliśmy się zbierać na trening. Matt postanowił zostać z Olką w domu.
Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Najpierw poszłam załatwić sprawę mojej pracy. Od razu podpisaliśmy umowę.
Na treningu zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć, następnie zaczęłam zapraszać wszystkich na imprezę. Nie znalazłam Kurka.. A miałam chęć go zaprosić przynajmniej tak by wypadało.
Może to i lepiej?
Godzina 15.00. Wróciliśmy z Karolem z pracy. Dowiedziałam się, że Kłos zaprosił jeszcze kilku zawodników z Resovii. Mi było to wszystko jedno .
Wybrałam się z Olką na zakupy. Kupiliśmy jedzenie, picie, alkohol itd. Przyrządzaniem zakąsek zajęła się Ola. Ja raczej w tych sprawach  wolałam się trzymać z daleka.
Godzina 19.00. Zaczęłam szykować się na imprezę. Szczerze? Nie miałam ochoty na tą imprezę, było mi zimno, miałam katar, ale cóż… obiecałam…
Przebrałam się :  http://allani.pl/zestaw/852625 i usiadłam na kanapie.
Około 19.30 zaczęli zbierać się pierwsi goście. Najpierw zawitali państwo Winiarscy, potem Ignaczakowie, Jarosze, Mariusz Wlazły z żoną, Zati z dziewczyną, Zibi z Kasią, Pit z Olą, Plina, Woicki, Aleks, Cupko itd.
Najpierw wypiliśmy kilka butelek, a następnie zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Włączyliśmy muzykę. Chłopacy byli już nieźle wcięci. Zadzwonił dzwonek do drzwi.
Poszłam otworzyć, chwilami traciłam równowagę, ale podołam.
- Cześć. – ujrzałam w drzwiach Bartka Kurka.
- Witaj. – pocałowałam go w policzek.
WTF?
Tak, po alkoholu dostaję bardzo dużo odwagi, mówię co myślę. Nawet Bartek się zdziwił. Uśmiechnął się a następnie wszedł do środka.
Po chwili na bok odciągnął mnie Igła.
- Mała, przestań już pić. Alkohol ci szkodzi. – roześmiał się.
- Jesteś moim ojcem? – spytałam wkurzona.
Igła trochę się skrzywił. Widziałam, że się o mnie martwił.
- Zobaczę co da się zrobić. Nie martw się o mnie. Jestem już dużą dziewczynką. – roześmiałam się.
- No dobra, ale mam cię na oku. – puścił mi oczko, a następnie wrócił na miejsce.
Przetańczyłam kilka piosenek, a to z Alkiem, Pitem, Zibim, Kłosem, Mattem itd., a następnie dostałam kataru. Postanowiłam iść po chusteczki, ale byłam już trochę wcięta. Gdy byłam już niedaleko pokoju wywróciłam się.
Oparłam się o ścianę  i tak siedziałam dobrych kilka minut, a w ręku miałam  puszkę piwa. Było mi zimno, chyba się przeziębiłam…
- Kurwa, zimno jakoś mi się zrobiło. – z tego wszystkiego zaczęłam rozmawiać sama do siebie.
- Masz. – ujrzałam ( ledwo ale go widziałam ) Kurka z kurtką w ręku.
- Nie chcę. – wybełkotałam.
- Zimno ci?
 - Nie.
- Przeziębiłaś się. Idź się połóż a ja pójdę po herbatę.
- Czy ty nie rozumiesz? Jest mi bardzo ciepło, czuję się świetnie i mam ochotę się najebać, czy to tak trudno zrozumieć? Miałam cię za inteligentnego…
W tej samej chwili poczułam jak bierze mnie na ręce  i zanosi do pokoju. Uderzyłam go w twarz, gdy położył mnie do łóżka, a wcześnie przykrył kocem.
Chciał odejść ale go zatrzymałam.
- Tak łatwo się poddajesz?  - spytałam. – No powiedz co o mnie myślisz, jaka jestem perfidna.. Ja już powiedziałam co o tobie myślę…
- Muszę iść do apteki po jakieś proszki od gorączki.
- Kurwa, no. Nigdzie nie idziesz, nie rozumiesz, że chcę żebyś tu teraz był obok mnie? – rozpłakałam się.
Usiadł obok. I nic. Siedzieliśmy tak kilkanaście minut.
- Jesteś pijana. – spojrzał na mnie.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- Mam jeszcze jakieś szanse? –walnął prosto z mostu.
- Nie sądzę…
- To czego ty tak naprawdę chcesz? Po co ja tu? Może iść po Andersona?  - spytał z goryczą w głosie.
- Jesteś zazdrosny?
- Tak.
- Nie mam pytań. – oparłam się o poduszkę i zasnęłam.

 *******************************************************************************
Komentujesz = motywujesz ;p