piątek, 30 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 54


- Połknij to. – podał mi jakieś tabletki.
- O nie… Najpierw Bartman, teraz ty.. Ja naprawdę jestem zdrowa. Nic mi nie będzie.
- Anka… - westchnął.
- Jeżeli cię męczę, to ja cię nie zatrzymuję.
- Nie zostawię cię samej. Masz i popij wodą.
Wzięłam lekarstwo. Czułam się okropnie, cały czas mnie mdliło.
- Jedźmy do lekarza. – postanowił.
- Bartek, to zwykłe przeziębienie…
- Nie, przebierz się i jedziemy.
Po pół godzinie byłam gotowa. Wsiedliśmy do samochodu.
- Iść z tobą? – zapytał gdy byliśmy już na miejscu.
- Poradzę sobie. – wysiadłam z auta i skierowałam się w stronę szpitala.
30 minut później:
-  Pani Anna Wiśniewska. – lekarz wyłonił się zza drzwi.
Weszłam do środka.
- Co pani dolega? – zapytał pisząc jakieś notatki.
- Ogólnie to chyba mam gorączkę, katar, wymiotuję i boli mnie brzuch.
- Aha. Proszę zdjąć bluzkę, musze panią przebadać. – po chwili wykonałam jego polecenie.
- Jest pani przeziębiona, ale niepokoi mnie jeszcze ten ból brzucha. Skieruję panią na dodatkowe badania.
Dał mi receptę i wyszłam na korytarz.
- Nie rozumiem, po co jeszcze te głupie badania, to przecież grypa, wezmę jakieś tabletki i mi przejdzie… - powiedziałam, gdy ujrzałam Kurka.
- Lepiej zrobić badania i mieć spokój. – nie zdążył wypowiedzieć tych słów bo wezwała nas pani doktor.
- Może pan wejść jeśli chce. – skierowała te słowa do Kurka.
Spojrzeliśmy na siebie. Jedynie wzruszyłam ramionami  i podążyłam za śladami lekarki. Zorientowałam się że Bartek zdecydował się wejść.
- Proszę się położyć. – wskazała na łóżko doktor Iwona Adamiak.
Posłusznie wykonałam polecenie. Kurek usiadł z boku, aby nie przeszkadzać.
Po kilku minutach badań nadal nie wiedziałam po co tu jeszcze leżę.
- Pani doktor ile to jeszcze potrwa? – powiedziałam zniecierpliwiona.
- Proszę nic nie mówić. – uciszyła mnie.
Po kolejnych kilku minutach zabrała głos:
- Jest pani trochę przeziębiona, ale…
- Ale co? –wtrącił się Kurek.
- Gratuluję jest pani w trzecim tygodniu ciąży.
WTF?!
- Słucham? – nie zdążyłam dokończyć, bo usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Tak, to Kurek. Wybiegł z gabinetu.
- Jest pani w ciąży. – powtórzyła ponownie pani Iwona. – Musi pani przyjść jutro na badania kontrolne.
Nie mogłam w to uwierzyć. I nie wiecie co jest najgorsze… Że ojcem mojego dziecka jest Wojtek…
Jedno jest pewne. Nie dowie się, że ma dziecko, nigdy. Wolę, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca… On nie istnieje. Nie dla mnie.
Wyszłam z gabinetu. Nie mogłam dojść do siebie. Zadzwoniłam po Karola żeby po mnie przyjechał…
- I co lekarz powiedział? Pewnie, że mało jesz? – roześmiał się. – Już ja się tobą zajmę. – powiedział w drodze do domu.
- Jestem w ciąży. – powiedziałam patrząc w szybę.
Na te słowa gwałtownie zahamował…Oparł głowę o kierownicę.
- Z Wojtkiem? – zapytał.
Pokiwałam głową. Nie jestem silna, nie w tym momencie. Rozkleiłam się. Kłos mnie pocieszał ale to na marne. Powinnam się cieszyć, ale nie w tych okolicznościach…
Odpalił samochód, gdy trochę się uspokoiłam. Dojechaliśmy na miejsce. Chciałam wysiąść ale mnie zatrzymał.
- Nie jesteś sama, pomogę ci.
- Nie, muszę sama sobie pomóc… To nie jest jeszcze najgorsze… Bartek wie o dziecku…
- Pogadam z nim… - popatrzył na mnie.
- Nie, wątpię też że będzie chciał mnie w ogóle widzieć…
- Nie poddawaj się…
Tą radą zakończył rozmowę. Wysiadłam i skierowałam się od razu do mojego pokoju.
Minęła godzina. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę? – w drzwiach ujrzałam Olkę  - dziewczynę Kłosa.
- Tak.
- Zrobiłam ci kanapki i herbatę. Proszę.
- Nie jestem głodna, dzięki.
- Karol powiedział że masz to zjeść bo on tu przyjdzie i lepiej żebyś nie ryzykowała. – roześmiałyśmy się. Natomiast ja znów zaczęłam płakać..
- Spokojnie, nie jesteś sama…
- Już nie mogę… - schowałam twarz w poduszce…
Olka podeszła i mnie przytuliła…
- Mogę zostać sama? – spytałam a ona pokiwała głową.
- A.. i masz jeszcze leki…
- Dzięki. I przepraszam że jestem dla was takim ciężarem..
- Coś ty. Oboje z Karolem cię lubimy i w ogóle tak nie myśl.
Pogadałyśmy jeszcze chwilkę a następnie wzięłam leki i zasnęłam.
Obudził mnie budzik. No tak czas do pracy. Stwierdziłam że pojadę dziś wcześniej. Powiedziałam Karolowi, żeby nie mówił że jestem w ciąży. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Wiem jednak, że musze pogadać z Kurkiem,  choć wątpię że się dziś pojawi w pracy…
Wzięłam prysznic i ubrałam się:  http://allani.pl/zestaw/852381  a następnie zamówiłam taksówkę. Zjadłam kanapki i podeszłam do lustra.
- No mały dziś pójdziemy do pani doktor. Poradzimy sobie we dwójkę, zobaczysz… - dotknęłam ręką  brzucha.
- Wiem, że sobie poradzisz bo jesteś silna. – za sobą ujrzałam Kłosa.
- Długo tu stoisz?  - odeszłam od lustra.
- A ty już się zbierasz? Poczekaj to pojedziemy razem…
- Nie, zamówiłam taksówkę, potem pojadę do szpitala…
- O chyba taksówka jest. – usłyszeliśmy trukanie…
Wsiadłam i po chwili byliśmy już na miejscu.
- O Ania, w końcu jesteś. Ale przypadkiem nie jesteś przeziębiona? – na progu powitał mnie pan Jacek.
- Tak ale już mi lepiej. Od razu wezmę się za robienie zdjęć. – powiedziałam i skierowałam się na halę.
- O, nasza pani fotograf. – przywitał się ze mną Zati.
- Witaj Pawełku. Nie widziałeś gdzieś Bartka?
- Jak to Bartka? – spytał jakby zaskoczony.
- No chyba raczej tu gra, zawodnik Skry Bełchatów. – roześmiałam się. – No nie mów że gościa nie znasz.
- Nie powiedział ci?
- Czego mi nie powiedział?
- No bo dziś wyjeżdża do Rosji. Podpisał 2 letni kontrakt z Dynamem. – na te słowa o mało co nie zemdlałam…

 *************************************************************************
Może nie wyobrażaliscie sobie takiego zwrotu akcji ale jak zwykle musiałam zamieszać xD Komentujemyy ;* Dwa dni i do szkoły... :P

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 53


Obudziłam się z bólem głowy. Spojrzałam odruchowo przed siebie. Ujrzałam tam Kurka śpiącego na krześle… Skąd on się tu wziął?! Kurwa… kolejna amnezja? Nie, to przez ten alkohol. Pamiętam tylko urywki sytuacji..
Spał. Postanowiłam go nie budzić. Chciałam przeczesać ręką włosy. Dotknęłam przy tym czoła. Były na nim krople potu. Nagle zaczęłam kaszleć. Powstrzymywałam się, żeby nie obudzić Bartka. Udało się.
,,Wstając z łóżka z niechęcią do wszystkiego, rozpoczynasz kolejny dzień, pełen absurdalnych rozczarowań. Każdy jeszcze bardziej pusty i beznamiętny, niż poprzedni.’’
Postanowiłam iść do kuchni po wodę. Miałam kaca. Gdy wstałam z łóżka zakręciło mi się w głowie. Potknęłam się i upadłam z hukiem na podłogę. Tak, cała ja…
,, Lepiej iść i upadać niż cały czas klęczeć.’’
- Co się stało? – poderwał się z krzesła.
- Nic. – wstałam i skierowałam się do kuchni.
- Zaczekaj. To co mówiłaś wczoraj… - zaczął.
- Yyyy… Niby co?   - wzruszyłam ramionami.
- Nie pamiętasz… - bardziej stwierdził niż spytał.
- Nie bardzo… - wzruszyłam ramionami jakbym się w ogóle tym nie przejęła.
- Możemy w końcu porozmawiać szczerze? Tak jak kiedyś. Wyjaśnijmy sobie coś raz na zawsze. – jeszcze nigdy nie widziałam go tak stanowczego.
Zapanowała cisza. Po tych słowach mogłam spodziewać się wszystkiego.
- To słucham. – usiadłam na łóżku a on koło mnie.
- Dasz mi jeszcze jedną szansę? – zapytał.
- Nie umiem przebaczać, na pewno nie teraz. Wiesz dobrze jak bardzo mi na tobie zależało… Obiecywałeś…
- Wiem, ale… Nie zdradziłem cię… Uwierz, proszę. – spojrzał tym błagalnym wzrokiem.
,, Najgorzej jest, gdy szukając siebie w jego oczach znajdujesz obojętność.’’
- Nie mam co do tego pewności. Sama nie wiem co do ciebie czuję… i czy w ogóle coś czuję.
- To jak na razie przyjaźń?
,, Najbardziej może zawieźć tylko ta osoba , wobec której miałeś największe oczekiwania.’’
- Nie umiem tak… Nie teraz. Daj mi czas. Może przez jakiś czas nie kontaktujmy się ze sobą.
- A praca? – spytał.
- Praca swoją droga… I tak prawie się mijamy…
Pokiwał głową. I co teraz? Znów ta dręcząca cisza.
- Chodź na śniadanie. – wstałam a on po krótce podążył za mną.
Na kanapie spał Ignaczak. Bartman siedział na krześle.
- O wstałeś. – roześmiałam się.
- Kobieto litości. – Zibi złapał się za głowę.
W tym momencie kichnęłam.
- Aaa… nie strzelajcie, dam wam tą torbę. – nagle usłyszeliśmy głos Ignaczaka. Od razu wybuchliśmy śmiechem, przy tym go budząc.
- O hej.  –przywitał się Igła, przecierając oczy.
- Chyba się przeziębiłaś. – wstał Zibi i podszedł do mnie. Dotknął ręką mojego czoła. – No tak, masz gorączkę. Już do łóżka! – popędził mnie.
- Doktorze Bartman, jestem zdrowa. – w tym momencie znów kichnęłam.
- Widać. – roześmiał się Igła.
- Zibi ma racje połóż się. – odezwał się Kurek.
- Ale… - zaczęłam protestować ale to chyba na nic.
- Bo zaciągnę cię siłą. –  Bartman poruszył brwiami.
- Do łóżka? – spytałam ze śmiechem.
Spojrzałam na Kurka. Patrzył na mnie w tym samym momencie.
- To jak? – zbliżył się Bartman.
- Ale ja miałam dziś iść do pracy…
- Wytłumaczę to Nawrockiemu. – powiedział Kurek.
W ten oto sposób nie poszłam do pracy. Położyłam się pod kołdrę. Było mi strasznie zimno. Zibi przyniósł mi gorącą herbatę i jakieś leki.
- Ale ten syrop jest niedobry. – skrzywiłam się na samą myśl o nim.
- Oj, doktor Zbyszek nie lubi niegrzecznych pacjentów.
- Chyba pacjentki…
- Mówiłaś coś?
- Tak. – roześmiałam się.
 - No to wypij moje zdrowie. -  podał mi łyżkę z syropem.
- No to teraz to już w ogóle tego nie wypiję. – odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Jak dziecko. – pokręcił głową.
- Męcz się Bartman… - roześmiałam się.
W końcu po ciężkich mękach i długich namowach wypiłam to ohydztwo.
- Dobra idź już.
- Wypędzasz mnie? – oburzył się.
- Masz treningi, dziewczynę, a ja ci głowę zawracam.
- No dosłownie. – roześmiał się.
- Bartman….
- Oj dobra. – uśmiechnął się.
Po pół godzinie musiał już jechać… No tak Karol na treningu Igła w Rzeszowie, Matt u  jakiejś ciotki, reszta w domu… Zapowiada się cudowny dzień… Najpierw pogadałam z Kamilem, potem z Magdą, tatą  i tak zleciała mi godzina.
Usłyszałam pukanie w drzwi.
- Proszę. – powiedziałam i w drzwiach pojawił się Kurek.
- Można? – powitał mnie uśmiechem.
- Mięliśmy się unikać, odpocząć od siebie, ale wchodź. – roześmiałam się.
- No tak zapomniałem. – usiadł na łóżku. – Mam coś dla ciebie. – zza pleców wyjął cukierki krówki.
- Krówki z Wawela… Magda ci powiedziała? – zaśmiałam się
- Ale lubisz? – spytał z uśmiechem.
 - Człowieku… To mój smak z dzieciństwa, a ty się jeszcze pytasz.
Zaczęliśmy jeść cukierki. Trochę rozmawialiśmy, ale ja wolałam nie poruszać tematu o nas…
 **************************************************************************
53 :P komentujesz = motywujesz :D macie jakieś siatkarskie opowiadania? jeśli tak to piszcie w komentarzach :) z chęcią zajrzę ;P




czwartek, 22 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 52


- Nic ci nie jest? – spytał kiedy upadłam na ziemię.
Ten głos rozpoznam zawsze…
- Co ty tu robisz Kurek? – spytałam, a niemalże krzyknęłam.
Podał mi rękę ale spróbowałam wstać sama. Nagle zabolała mnie ręka, która była owinięta bandażem.
- Ałć. –zajęczałam.
- Co ci się stało? – spytał zmartwiony.
- Teraz zaczęło cię to obchodzić? A może zaczęłam się ciąć, bo już dłużej nie mam po co żyć?
Nie wiem co mi wtedy odbiło. Nagle poczułam jak ktoś mnie podnosi z tyłu, a następnie obejmuje.
- Jakiś problem? – spytał Matt.
- Co tu robisz?  - Kurek zwrócił się z tym pytaniem do Matta.
- Nocuję, a ty po co przyszedłeś?  -spytał Anderson.
- Mam sprawę do Karola, ale jeżeli moja obecność ci przeszkadza – skierował te słowa do mnie – to wyjdę.
- Nie, to w końcu i twój znajomy.  – minęłam go.
Ten sam zapach perfum, zaciągnęłam je nosem. Czy można się od nich uzależnić? Tak. Jestem tego przykładem.
Słyszałam jeszcze jak Matt z nim rozmawia. Postanowiłam wziąć prysznic. Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/849099 , a następnie poszłam do kuchni. Przy stole siedzieli już Olka, Karol i Matt, Kurek widocznie już poszedł.
- Zjesz z nami? – spytał Karol.
- Jasne. – przysiadłam się.
- Olka? –spytał Kłos.
Nie zareagowała.
- Jak chcesz to mogę zacząć… - zwrócił się do niej, a ona go zmierzyła wzrokiem.
- No dobra, chciałam cię przeprosić że byłam taka niemiła. W ramach tego może pójdziemy na zakupy, bo słyszałam że ma być jakaś impreza u nas, a w lodówce świecą pustki.
- Jak chcesz. Przeprosiny przyjęte, no i ja też przepraszam.
- O której macie trening?  -zapytała Olka.
- O 10.00.
- To pojadę z tobą, muszę podjąć decyzję co do pracy….
- Nie będę cię namawiał, ale zgódź się. – prawie błagał Kłos.
- Przekonałeś mnie. – zaśmiałam się.
Po śniadaniu zaczęliśmy się zbierać na trening. Matt postanowił zostać z Olką w domu.
Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Najpierw poszłam załatwić sprawę mojej pracy. Od razu podpisaliśmy umowę.
Na treningu zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć, następnie zaczęłam zapraszać wszystkich na imprezę. Nie znalazłam Kurka.. A miałam chęć go zaprosić przynajmniej tak by wypadało.
Może to i lepiej?
Godzina 15.00. Wróciliśmy z Karolem z pracy. Dowiedziałam się, że Kłos zaprosił jeszcze kilku zawodników z Resovii. Mi było to wszystko jedno .
Wybrałam się z Olką na zakupy. Kupiliśmy jedzenie, picie, alkohol itd. Przyrządzaniem zakąsek zajęła się Ola. Ja raczej w tych sprawach  wolałam się trzymać z daleka.
Godzina 19.00. Zaczęłam szykować się na imprezę. Szczerze? Nie miałam ochoty na tą imprezę, było mi zimno, miałam katar, ale cóż… obiecałam…
Przebrałam się :  http://allani.pl/zestaw/852625 i usiadłam na kanapie.
Około 19.30 zaczęli zbierać się pierwsi goście. Najpierw zawitali państwo Winiarscy, potem Ignaczakowie, Jarosze, Mariusz Wlazły z żoną, Zati z dziewczyną, Zibi z Kasią, Pit z Olą, Plina, Woicki, Aleks, Cupko itd.
Najpierw wypiliśmy kilka butelek, a następnie zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Włączyliśmy muzykę. Chłopacy byli już nieźle wcięci. Zadzwonił dzwonek do drzwi.
Poszłam otworzyć, chwilami traciłam równowagę, ale podołam.
- Cześć. – ujrzałam w drzwiach Bartka Kurka.
- Witaj. – pocałowałam go w policzek.
WTF?
Tak, po alkoholu dostaję bardzo dużo odwagi, mówię co myślę. Nawet Bartek się zdziwił. Uśmiechnął się a następnie wszedł do środka.
Po chwili na bok odciągnął mnie Igła.
- Mała, przestań już pić. Alkohol ci szkodzi. – roześmiał się.
- Jesteś moim ojcem? – spytałam wkurzona.
Igła trochę się skrzywił. Widziałam, że się o mnie martwił.
- Zobaczę co da się zrobić. Nie martw się o mnie. Jestem już dużą dziewczynką. – roześmiałam się.
- No dobra, ale mam cię na oku. – puścił mi oczko, a następnie wrócił na miejsce.
Przetańczyłam kilka piosenek, a to z Alkiem, Pitem, Zibim, Kłosem, Mattem itd., a następnie dostałam kataru. Postanowiłam iść po chusteczki, ale byłam już trochę wcięta. Gdy byłam już niedaleko pokoju wywróciłam się.
Oparłam się o ścianę  i tak siedziałam dobrych kilka minut, a w ręku miałam  puszkę piwa. Było mi zimno, chyba się przeziębiłam…
- Kurwa, zimno jakoś mi się zrobiło. – z tego wszystkiego zaczęłam rozmawiać sama do siebie.
- Masz. – ujrzałam ( ledwo ale go widziałam ) Kurka z kurtką w ręku.
- Nie chcę. – wybełkotałam.
- Zimno ci?
 - Nie.
- Przeziębiłaś się. Idź się połóż a ja pójdę po herbatę.
- Czy ty nie rozumiesz? Jest mi bardzo ciepło, czuję się świetnie i mam ochotę się najebać, czy to tak trudno zrozumieć? Miałam cię za inteligentnego…
W tej samej chwili poczułam jak bierze mnie na ręce  i zanosi do pokoju. Uderzyłam go w twarz, gdy położył mnie do łóżka, a wcześnie przykrył kocem.
Chciał odejść ale go zatrzymałam.
- Tak łatwo się poddajesz?  - spytałam. – No powiedz co o mnie myślisz, jaka jestem perfidna.. Ja już powiedziałam co o tobie myślę…
- Muszę iść do apteki po jakieś proszki od gorączki.
- Kurwa, no. Nigdzie nie idziesz, nie rozumiesz, że chcę żebyś tu teraz był obok mnie? – rozpłakałam się.
Usiadł obok. I nic. Siedzieliśmy tak kilkanaście minut.
- Jesteś pijana. – spojrzał na mnie.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- Mam jeszcze jakieś szanse? –walnął prosto z mostu.
- Nie sądzę…
- To czego ty tak naprawdę chcesz? Po co ja tu? Może iść po Andersona?  - spytał z goryczą w głosie.
- Jesteś zazdrosny?
- Tak.
- Nie mam pytań. – oparłam się o poduszkę i zasnęłam.

 *******************************************************************************
Komentujesz = motywujesz ;p

niedziela, 18 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 51


- Bartek, myślisz, że to ja zawiniłam? Że lekko mi tak spojrzeć tobie w oczy? – odpowiedziałam.
- Chyba znasz inną wersję…
- Nie, wiem, bo widziałam.. A co dalej się działo… To już tylko ty możesz wiedzieć…
- Nic się nie wydarzyło, dlaczego  mi nie wierzysz?
- Oszukałeś mnie. Wiesz co? Brzydzę się ciebie… Jak w ogóle mogłeś?!
Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, staliśmy milcząc.
- Czyli to koniec? Już nie mam szans? – spytał ze strachem w oczach.
Odeszłam bez słowa. Nie zatrzymywał mnie. Wiedział, ze muszę to przemyśleć. Nagle ujrzałam siedzącego na ławce Andersona.
- I co? – wstał i do mnie podszedł.
- Jedźmy stąd.
Jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Pojechaliśmy do mojego domu oczywiście wspólnego z Karolem. Posiedzieliśmy około 2 godzin oczywiście opowiedziałam mu wszystko o wizycie na hali a następnie Anderson stwierdził, że musi już iść.
Pożegnaliśmy się. Podziękowałam mu za wszystko. Postanowiłam jechać do taty.
Po godzinie byłam już z powrotem. Zastałam Karola oglądającego telewizję.
- Siadaj żono. – poklepał miejsce obok siebie.
- Słucham mężu. – usiadłam obok.
- Ale co? – spytał.
- No pewnie teraz zaczniesz mi mówić, że mam wybaczyć Kurkowi, że on mnie nie zdradził…
- Jak mogłaś tak pomyśleć? Przecież ja chcę tylko, żebyś w końcu była szczęśliwa. Nie będę cię nawet do niczego namawiał. No chyba, że do tej imprezy… - zatarł ręce.
- No dobra, to powiedz chłopakom że jutro o 20.00 u nas. Może być? – spytałam, a Karol przytaknął.
Poszłam wziąć prysznic. Nuciłam sobie tą piosenkę : http://www.youtube.com/watch?v=M-6Bj5GmUH4 kiedy usłyszałam jak drzwi łazienki się otwierają.
- Karol, debilu spieprzaj.  –krzyknęłam, gdy nagle usłyszałam kobiecy głos:
- Przepraszam, kim pani jest?
Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z pod prysznica.
- Jestem, koleżanką Karola i mieszkam tu, to nasz wspólny dom. – wykrztusiłam z siebie.
- Koleżanką?! Czy pani sobie ze mnie kpi? Jesteśmy razem już sporo czasu i teraz coś takiego… - patrzyła na mnie z odrazą.
- Co tu się dzieje? - wbiegł Karol.
- Kto to jest?! – krzyknęła tamta dziewczyna.
- Moja znajoma, fotograf Skry, przecież mówiłem ci, że te mieszkanie nie jest tylko moje.
- Ale nie powiedziałeś że ona jest taka ładna i młoda… - zmierzyła mnie od góry do dołu.
- To jest Ola, moja dziewczyna. – przytulił dziewczynę Kłos.
- Anka. – podałam jej rękę, ale ona nie odwzajemniła gestu.
- Ola. A ty będziesz mi się jeszcze dużo tłumaczył.  – powiedziała  i wyszła z pomieszczenia.
- Przepraszam, jeszcze dziś znajdę sobie jakieś inne mieszkanie. – powiedziałam.
- Chyba zwariowałaś. Olką się nie martw. Zazdrosna o mnie jak zawsze. – roześmiał się.  - Udobrucham ją jakoś. – stwierdził i wyszedł.
 Mięliśmy z Karolem oglądać jakiś film, do czasu gdy do pokoju nie wparowała ta cała Ola.
- Słońce, może zjemy kolację tylko we dwoje? – spytała i usiadła Karolowi na kolanach.
Nawet nie wiecie jak ja się wtedy czułam. Gdyby wzrok mógł zabijać ta Olka leżała by zabita przez Karola.
- No w sumie i tak miałam iść na zakupy. – wstałam ale Kłos mnie zatrzymał.
- O 22.00 w nocy? – roześmiał się. – Zjemy we trójkę. Też będzie romantycznie. – poruszył charakterystycznie brwiami, co wywołało u mnie wybuch śmiechu.
- To życzę smacznego. – powiedziała Olka i wyszła.
- Idź za nią. – powiedziałam do Karola.
Zero reakcji.
- No idź! – krzyknęłam aż w końcu wykonał moje polecenie.
Nagle dostałam sms`a:
,, Śpisz? Bo ja nie mogę zasnąć…
                                                          Matt.’’
,, Nie.. Też jakoś nie mogę… Jak chcesz to wpadaj do mnie ;) ‘’
,, Przekonałaś mnie :P’’
Nagle usłyszałam dzwonek drzwi. Poderwałam się z kanapy i poszłam otworzyć.
- To jak skusisz się na lampkę wina? – w drzwiach ujrzałam Andersona.
Oparłam się o futrynę i zaczęłam się śmiać.
- Nie przywitasz się ze mną? – podszedł i pocałował mnie w policzek.
- Wejdź.  – wpuściłam go do środka.
Usiadł na kanapie, a ja poszłam po kieliszki. Jak się okazało, on także poszedł za mną.
- Śledzisz mnie? Poszłam tylko po kieliszki. – roześmiałam się.
- A jakbyś mi oknem uciekła?  - spytał z powagą.
- Całkiem dobry pomysł. – przytaknęłam.
Nagle podszedł do mnie i zaczął całować mnie po szyi.
- Co to ma znaczyć?  -spytałam nie reagując na to co on wyrabia.
- Przepraszam, ale dłużej tak nie mogę.
- Jak?...
- Bo widzisz… - i  w tej chwili z ręki upadł mi kieliszek na podłogę.
- Uważaj nie skalecz się. – odezwał się Matt, gdy zaczęłam sprzątać szkła.
- No i wykrakałeś. – od razu polał się wodospad krwi z ręki.
- Jedziemy do szpitala, musi ktoś to obejrzeć.
- To tylko zwykłe skaleczenie.  –ucisnęłam ranę chusteczką.
Krew nie przestawała lecieć.
- Bierz torebkę i jedziemy.
Nie odpuścił. Dla świętego spokoju wolałam jechać już do tego szpitala.
Po godzinie byliśmy już w domu. Lekarz kazał mi nie nadwyrężać ręki. Zrobił mi opatrunek z bandażu .Ne było to nic groźnego, gorzej by było, gdybym przerznęła sobie żyły…
Postanowiłam, że Matt przenocuje u mnie. Nie puszczę go samego w nocy .
- To gdzie będę spał?  -spytał wchodząc do mojego pokoju.
 - No tu. – wskazałam na łóżko - Ja prześpię się na podłodze.
- Nie pozwolę na to. Ja śpię na podłodze.
- Jak chcesz. – wzruszyłam ramionami.
Zrobiłam mu posłanie na podłodze, a sama położyłam się wygodnie w łóżku. Nie minęło 5 minut a usłyszałam jakiś szmer.
- Anderson wypieprzaj. – krzyknęłam, gdy zobaczyłam, że wpakował mi się do łóżka ( nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało, ale cóż ;))
- Oj jesteśmy dorośli, a ja nie jestem jakimś napalonym zboczeńcem. – roześmiał się.
- No dobra, ale raz mnie dotkniesz, a w trybie natychmiastowym spadasz stąd.
Gdy zasypiałam poczułam  jego ręce na swoich biodrach. Nie wiem dlaczego, ale nie przeszkadzało mi to. Od razu zasnęłam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Obudziłam się o 7.00. Chciałam wstać, ale coś mi to uniemożliwiało. A raczej ktoś… Matt leżał wtulony w moje brzucho. Nie miałam serca go budzić… Patrzyłam tak na niego kilkanaście sekund.
- Nie musisz mi się tak przypatrywać… - wymamrotał.
- To nie śpisz? – spytałam zdziwiona.
- Już dobre kilka minut.
- Zastanów się nad zmianą zawodu na aktora. – roześmiałam się.
- Cii… Jeszcze kilka minut. Nawet tu wygodnie. – powiedział a ja wymierzyłam mu cios poduszką w twarz.
- Ej, no ty zołza. – powiedział łamaną polszczyzną, a ja wybuchłam śmiechem.
- Tak nabijaj się. – udał że się obraził i przekręcił się do mnie tyłem.
- Oj no wiesz, że przecież ja cię bardzo lubię, a jak kogoś lubię to się z tego kogoś nabijam. – roześmiałam się.
- To teraz  udowodnij mi że mnie bardzo lubisz. - zaczął prowokować Anderson.
Przytuliłam się do niego i tak leżeliśmy dobre klika minut.
- Zasnąłeś? – wyszeptałam mu do ucha.
- Niech ta chwila trwa wiecznie. – powiedział, a zabrzmiało to niemal romantycznie.
W tym momencie zepchnęłam go z łóżka.
- Nieczuła zwierzyna. – wstał z podłogi.
- Ej, wypraszam sobie. I jeszcze coś. – wstałam z łóżka.
- Co? – spytał znudzony.
- Robisz śniadanie. – popędziłam do łazienki.
Słyszałam jedynie jego śmiech.
Nagle na kogoś wpadłam z zza zakrętu.
****************************************************************************************
Tak, wiem że zabijecie mnie :D Zła ja :P w tym momęcie.. xD KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ;d 


środa, 14 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 50


Matt postanowił pojechać na halę razem ze mną. Było mi to obojętne. Postanowił poczekać gdzieś z boku. Szłam niepewnie. Do drzwi dzieliły mnie centymetry. Nawet zastanawiałam się czy nie zadzwonić do Karola, że przyjeżdżam…
Nagle ktoś wyparował z drzwi.
- An.. Anka? – ledwo wykrztusił Kłos.
- Tak. – ja i on staliśmy przez chwilę w osłupieniu i w ciszy.
- Mam pytanie. – powiedziałam.
- No?
- Mogę cię przytulić? – do oczu zaczęły napływać mi łzy.
- Chodź. – rozłożył ramiona i się roześmiał.
Staliśmy tak w ramionach kilkanaście sekund. Nie opanowałam łez.
- Mała, nie płacz. – próbował mnie pocieszyć gładząc mnie po włosach. – Czyli mam rozumieć, że sobie wszystko przypomniałaś?
- Tak, wiem wszystko.
- Pójdźmy gdzieś, to pogadamy, ok?
- A trening?
- To nie jest najważniejsze.
Poszliśmy przed halę. Usiedliśmy na ławce. Tak. Ta sama ławka. Tyle wspomnień...
Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Nawet to czego się dowiedziałam od Wojtka. Patrzył na mnie zdziwiony, jakby do końca w to wszystko nie wierzył.
- Zabiję go. – powiedział rozgniewany.
- Karol, nie warto.
- A co z Bartkiem? – spojrzał mi w oczy.
- Pewnie już sobie kogoś znal…
- Nie, on ciągle wierzy, że może być jak dawniej.
- Ja nie potrafię…
- Ale przecież wiesz jak było.
- Nie mam pewności. Już kiedyś to przechodziłam.
- Ten cały Łukasz, twój były siedzi w więzieniu. Więc o to się nie martw. Co zamierzasz?
- Pogadać z prezesem.
- Chcesz wrócić do pracy?
- Nie mam pojęcia czy mnie przyjmie. No i co z Bartkiem…
- Na pewno tak. Ale sama wiesz, że będzie ci ciężko. Pomogę ci. – na jego twarzy zajaśniał uśmiech.
- Dziękuję. – pocałowałam go w policzek.
- Ej, ej uważaj. Bo może widzi to moja dziewczyna. – zaśmiał się.
- O, dlaczego wcześniej nie mówiłeś? Jak ma na imię?
- Ola.
- Gratulacje. Na mnie chyba pora. Muszę mieć to już za sobą.
- Wejść z tobą?
- Nie, leć na trening. Tylko nie mów nikomu że jestem.
- Ok.
Pożegnaliśmy się i pognałam do Przedpełskiego. Zapukałam do drzwi.
- Proszę. – usłyszałam.
- Dzień Dobry. – przywitałam się.
- Aniu. Nawet nie wiesz jak nam ciebie brakowało. – wstał i mnie przytulił.
- Też się cieszę. – zaśmiałam się.
- Proszę, powiedz że chcesz wrócić. – wlał mi wody do szklanki.
- No jeżeli jest miejsce jeszcze….
- Raczej tak .Dla ciebie zawsze. – roześmiał się. – To ile czasu ci starczy… Od jutra? Chyba, że od dziś?
- A mogę jeszcze dokładnie wszystko przemyśleć?
- Jasne, nie śpiesz się.
Porozmawialiśmy jeszcze trochę, a następnie zdecydowałam się wejść na halę. Otworzyłam lekko drzwi. Ujrzałam chłopaków jak ćwiczą. Nigdzie nie widziałam pana Jacka. Usiadłam na trybuny, aby im nie przeszkadzać.
PERSPEKTYWA BARTKA:
Znów, zwykły szary dzień. Codzienny trening. Rozciągam się, kiedy nagle podchodzi do mnie Szampon.
- Stary, widzisz? –wskazał na trybuny.
- Daj mi spokój. – chciałem go minąć, ale skutecznie zasłonił mi drogę.
- Anka tam siedzi. – na te słowa o mało co nie podskoczyłem.
Spojrzałem w tą stronę. Akurat w ty momencie co ona. Szybko odwróciła wzrok.
- Co ona tu robi? – spytałem Mario.
- Nie wiem. Idziemy się z nią przywitać. Idziesz?
- To nie najlepszy pomysł.
 Widziałem jak chłopaki z uśmiechem się z nią witają. Ona czasami przekierowywała wzrok na mnie.
- PERSPEKTYWA ANKI:
- Czyli już wszystko pamiętasz? – spytał Cupko.
- Tak Konstantin, wszystko. – roześmiałam się.
- Wracasz do pracy? – zapytał Winiar.
- Zastanawiam się.
- Dziewczyno, nad czym? Masz wrócić i tyle. – usiadł obok mnie Karol.
- Wiesz o co chodzi… - powiedziałam.
- Bartek? – spytał Aleks.
- A wy przypadkiem nie musicie iść na trening? – uśmiechnęłam się. Chciałam zmienić temat.
- I tak jeszcze do tego wrócimy. To jak kiedy powitalna imprezka? – zatarł ręce Kłos.
- Karolku, nie rozpędzaj się tak.. A właśnie co z mieszkaniem?
- No przecież to także twój dom.
- A ta twoja Ola?
- Na pewno zrozumie. – roześmiał się.
- To kiedy ta imprezka? – dosiadł się Zati.
- Może jutro? – spytałam na co wszyscy przytaknęli.
- Chłopaki, nie opierdzielać się. – krzyknął trener, a po chwili stał już koło mnie.
- I jak wracasz do nas na stare śmieci?  -roześmiał się.
- No właśnie waham się.
- No to ja tak między nami radziłbym się pośpieszyć, bo oprócz ciebie jest jeszcze jedna dziewczyna chętna na twoje miejsce.
- To jutro dam odpowiedź.
Pożegnałam się i skierowałam się do wyjścia.
- Teraz tak to będzie wyglądać? Będziemy się mijać, udawać, że się nie znamy? – usłyszałam głos za sobą.
*******************************************************************************

50 ROZDZIAŁ!  dobrnęliśmy :P ile byście chcieli rozdziałów? ;)

sobota, 10 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 49


Obudziłam się i od razu w oczy rzuciły mi się walizki stojące obok łóżka. Podeszłam bliżej i zobaczyłam moje rzeczy. Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/836891 i od razu poczułam zapach naleśników, które pokierował mnie do kuchni. Ujrzałam tam Andersona stojącego przy kuchence gazowej w fartuszku nakładającego ciasto naleśnikowe na patelnię. W tle usłyszałam jakąś muzykę. Patrzyłam tak na niego kilka sekund do czasu aż nie zaczął śpiewać do widelca. O mało co nie wy buchnęłam śmiechem.
- W tej siatkówce to ty się marnujesz. A taka kariera piosenkarza by cię czekała. – powiedziałam z powagą, a on na te słowa odwrócił się na pięcie.
- Bardzo śmieszne. Długo już tu stoisz?
- Dobrych kilka piosenek w twoim wykonaniu. – zaśmiałam się.
- Zawsze jesteś taka?  -odwzajemnił uśmiech.
- Perfidna? Tak. Kocham to. – roześmiałam się. A tak w ogóle to skąd masz moje rzeczy?
- Przywiozłem ci. A skąd to chyba nie muszę mówić. – skrzywił się.
- Co tam dobrego smażysz? – zmieniłam temat. Zauważył, że nie chcę o tym rozmawiać…
- Naleśniki z nutellą. – zaprezentował je.
Od razu wzięliśmy się za jedzenie.
- Smakowało?  -zapytał zbierając naczynia.
- Tak. Podziwiam takich ludzi jak ty.
- Dlaczego?
- Ja nie umiem gotować. – pokiwałam przecząco głową. – Na razie opanowałam zaparzenie kawy i smażenie jajecznicy.
- Nikt nie jest doskonały. A o której lecimy do Polski? – zapytał.
Że co? Że lecimy?
- Lecę o 15.00.
- Lecimy o 15.00. – poprawił mnie uśmiechając się.
- Zwariowałeś? Masz wakacje, powinieneś odpocząć, a ja i tak ci je psuję.
- Nie przekonasz mnie. Bilet mam już zarezerwowany.
- Nie musisz.
- Muszę.
- Matt… - zaczęłam.
- Nie lubię się sprzeczać. – zaśmiał się.
- Idiota.  – pokręciłam głową.
- Nie obrażaj. – udał że się obraził.
- Tylko stwierdzam fakty. – wzięłam łyk kawy.
- O nie, tak to nie będzie. – podszedł i zaczął mnie łaskotać.
- Anderson, bo zaraz rozlejesz kawę… - nie zdążyłam dokończyć, bo kawa wylądowała na jego spodniach, a ja zaczęłam się śmiać.
- To było zaplanowane, tak? – popatrzył z uśmiechem na swoje spodnie.
- Ups… - skrzywiłam się.
- Nie widzę, żeby było ci przykro.
- Bo ja to tak tego nie okazuję. – pokiwałam głową.
- Mam prośbę. Pójdziesz do mojego pokoju i przyniesiesz moje spodenki, a ja od razu pognam z tym do łazienki?
- Jasne.
Poszłam do jego pokoju i wzięłam pierwsze lepsze z szafki, a następnie weszłam do łazienki. Trochę było mi głupio tak wparować gdy on się przebierał.
Lekko zapukałam do drzwi. Gdy usłyszałam ,,proszę’’ weszłam spełnić misję: dostarczyć Andersonowi spodenki. Zakryłam dłońmi oczy a następnie otworzyłam drzwi. Po omacku weszłam do środka. I wychyliłam rękę ze spodenkami w jego stronę. Usłyszałam śmiech, ale nie zdecydowałam się opuścić rąk.
Po chwili poczułam pocałunek w policzek. Natychmiast otworzyłam oczy.
- A to za co? – zaśmiałam się.
- Głuptas. – szturchnął mnie w żebro.
- Yyyy… ubierz się bo się przeziębisz. – spojrzałam na niego.
- Jak ty się o mnie troszczysz. – wziął ode mnie spodenki.
Ubrał się, a następnie wyszedł do pokoju się pakować.
Godzina 14.00 Pojechaliśmy taksówką na lotnisko. Wsiedliśmy do samolotu. W głowie miałam tysiące scenariuszy, co się będzie działo w Polsce.
- Może coś mi o sobie opowiesz? – spytał nagle Matt. Siedziałam koło okna. Czułam na sobie jego wzrok.
- Przecież wszystko o mnie wiesz. – zaśmiałam się.
- No chyba nie. Opowiedz mi tak od początku co kiedyś robiłaś.
- Nie będę cię zanudzać. – spojrzałam na niego.
- To ja zacznę. – uśmiechnął się i zaczął opowiadać mi o swoim dzieciństwie, jak  zgubił się w supermarkecie. Trochę mnie rozluźniły jego opowieści. Prawie płakałam ze śmiechu.
- Teraz twoja kolej.
- Za dużo by mówić.
- Mamy dużo czasu.
Przekonał mnie swoim uśmiechem. Nie umiałam mu odmówić. Gdy skończyłam on nic nie mówił.
- Aż tak cię zanudziłam? – roześmiałam się.
- Nie, po prostu nie wiem co mam powiedzieć. Nie miałaś tak kolorowego życia jak ja, no oczywiście oprócz zaginięcia w supermarkecie. – roześmialiśmy się.
Wreszcie ujrzałam lotnisko w Warszawie. Zdecydowaliśmy się od razu jechać do domu w Bełchatowie. Wzięłam swój samochód i pojechaliśmy przed siebie. Dobrze że miałam klucze od mieszkania.
Przyszedł czas na rozmowę z trenerem, chłopakami, Bartkiem… Czy mu wybaczę?....
****************************************************************************

Kto mi w końcu powie co z tym Ignaczakiem w kadrze!? Krótki... Ostatnio coś brak weny ;/ ale następny będzie już ciekawszy ;D