czwartek, 1 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 47


- Gdzie byłaś? – spytał wkurzony z wyrzutem.
- No przecież na sesji. – odpowiedziałam sięgając po jabłko ze stołu.
- Aż tyle to musiało trwać? –nadal drążył temat.
Postanowiłam powiedzieć mu prawdę. Przecież pójście na kawę to nie zdrada.
 - Byłam w kawiarni z Matem Andersonem. No wiesz z tym siatkarzem z sesji.
- Po co? Zmusił cię do czegoś, podrywał? Już ja to sobie z nim załatwię. – wykrzyczał i chciał wybiec, ale go zatrzymałam.
- Wojtek co z tobą? To tylko zwykłe spotkanie przy kawie, omawianie szczegółów.
- Nie życzę sobie żebyś się z nim widywała. Nie po to tu przyjechaliśmy… - zaczął.
- Słucham?! To ty mi będziesz wskazywał osoby z którymi ja się mogę widywać? Myślałam że chcesz żebym była szczęśliwa, ty, ja…
- Chcę… Ale nie rozumiesz że cię kocham? Nie zniósłbym tego, gdybyśmy się rozstali. Jesteś dla mnie wszystkim. – podszedł i chciał mnie objąć.
- Nie musisz wciąż tak na mnie napadać! Mam dość tych twoich wiecznych humorków. – powiedziałam i wybiegłam z domu.
Doszłam do jakiegoś parku. Usiadłam na ławce, uniosłam głowę w górę i zamknęłam oczy.
Może to ten moment. Musisz sobie przypomnieć… Kim jesteś, a przede wszystkim kim byłaś…
Nagle zaczęło padać. Popatrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy uciekają z powodu deszczu. Niektórzy schowali się pod parasolami… A ja? Postanowiłam, że nie będę uciekać…Nie teraz. Zaczynam nowy rozdział w swoim życiu…
Czuję jak po moim ciele przechodzi zimny dreszcz. Postanowiłam się przejść… Idąc uliczkami zobaczyłam światło samochodu… Nagle zakręciło mi się w głowie. Tak jakbym kiedyś coś podobnego przeżyła. Upadłam na ziemię przed zderzakiem auta. Patrzyłam na nie przez krótką chwilę, do czasu gdy nie ujrzałam, że ktoś z niego wychodzi.
- Śledzisz mnie? – spytałam widząc Mata Andersona.
- Wsiadaj. – podał mi rękę.
- Powiedz mi co ja takiego robię, że każdy ma mnie już dość? Nie mam siły już z nikim walczyć, rozumiesz? – wyrzuciłam z siebie.
- Nie każdy. – ukucnął obok mnie.
- Nie znasz mnie.
- Znam lepiej niż myślisz. Pada, wsiądźmy do samochodu. – powiedział i po chwili byliśmy już w środku.
- Odwieziesz mnie do domu?  - spytałam.
- Pojedziemy do mnie. Jutro cię odwiozę. Okay?
Ja mam jechać do obcego faceta? On ma przenocować obcą dziewczynę w swoim domu? Trzy razy nie, dziękujemy.
- Nie chcę zawracać ci głowy. A poza tym Wojtek…
- Nim się nie martw. Jutro. – powiedział i odpalił silnik.
Czułam się bezradna. Jeżeli tak dotychczas wyglądało moje życie…
Przymknęłam oczy i oparłam głowę o szybę. Patrzyłam na te samotne krople deszczu spadające w dół po szybie, aż zasnęłam.
- Wstawaj piękna. – ktoś głaskał mnie po policzku. Tak to ten sam człowiek, który widział mnie wczoraj po raz ostatni.
- Co ja tu robię? – spytałam ziewając.
- Zasnęłaś, z resztą nie ważne. Wstawaj, zrobiłem śniadanie. – uśmiechnął się jak tylko najładniej potrafił.
- Nie musiałeś… No dobra, musiałeś bo jestem głodna. – zaśmialiśmy się.
Zjedliśmy jajecznicę i wypiliśmy sok.
- Co wczoraj robiłeś w parku? – postawiłam sobie za cel, że się tego dowiem.
- Koniecznie musisz wiedzieć?  - spytał.
- Koniecznie.
- I nie dopuścisz?
- Na pewno nie. – pokręciłam głową.
- Wojtek do mnie dzwonił. Opowiedział mi o waszej awanturze…
- Jak to… Dlaczego mi nie powiedziałeś, że się znacie?
- Nie wiem… Znam go bardzo dobrze, miał nie jedną dziewczynę….
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Smakowało ci?  - nieskutecznie próbował wyjść z tematu.
Wstałam z łóżka i zaczęłam kierować się do wyjścia. Podziałało, zatrzymał mnie.
- No dobra. Po prostu kiedyś się z nim przyjaźniłem. Kiedyś, teraz to zwykły kolega. Miałem dziewczynę no i on się z nią przespał… I wiesz co? On nie widział w tym nic złego. – zaśmiał się.
- Aha, a ty teraz chcesz mnie przed nim chronić?
- Tak.
- Odwieziesz mnie? – spytałam.
- Tylko tyle? Nie masz żadnych wyrzutów? – spytał zdziwiony.
- Niby o co? – spojrzałam na niego.
Szczerze? Nie spodziewałam się tego po Wojtku…
Po chwili byliśmy pod moim domem. Pożegnałam się i weszłam do środka. W kuchni zobaczyłam pewną dziewczynę, która siedziała obok Wojtka.  
- Kto to jest? – spytałam na wejście.
- Moja siostra. – uśmiechnął się Wojtek, po czym dziewczyna wstała i podała mi rękę.
- Iza jestem.
-  Anka, ale czy my się przypadkiem nie znamy? – spytałam. Miałam wrażenie że gdzieś widziałam tą blondynkę.
- Na pewno nie. – od razy wstał z miejsca Szczęsny. – Moja siostra przenocuje u nas kilka dni.
- Jeśli to nie problem… - odezwała się Iza.
- Nie. – uśmiechnęłam się.
Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Postanowiłam zadzwonić do Karola Kłosa. Dawno się do niego nie odzywałam…
Wybrałam jego numer. Po kilku sygnałach odebrał.
PERSPEKTYWA BARTKA:
- Karol, debilu, telefon. – krzyknąłem w stronę Kłosa.
- Odbierz, w kiblu jestem.
Spojrzałem na wyświetlacz: żona. Czyli Anka… Odebrałem.
- No Hej Karol, sorry że się nie odzywałam, ale byłam zajęta. Muszę ci coś powiedzieć… Może nie będziesz tym zachwycony, ale… jesteśmy z Wojtkiem parą… Karol? Jesteś? – rozłączyła się.
Ta wiadomość była dla mnie jak cios. Ciągle miałem nadzieję, że do siebie wrócimy, aż do teraz…
- I co kto dzwonił? – spytał Karol.
- Są razem, rozumiesz? Ja pierdolę… - schowałem głowę w rękach.
- Stary, przecież wiesz, że… - zaczął ale ja nie mogłem tego słuchać. Wybiegłem na zewnątrz. Musiałem ochłonąć…

******************************************************************************

Krótki.... wiem ;c Ale jest ;) Komentujesz = motywujesz ;D

3 komentarze:

  1. Co tu kometować ??? Jak zawsze super rozdział i czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział.
    http://6loveme6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń