Rano obudził mnie dźwięk telefonu. Zaspana, wyciągnęłam rękę, aby podnieść z szafki telefon.
- Zabiję... - wymamrotałam pod nosem.
Spojrzałam na zegarek: 8.00. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam i powiedziałam:
- Nie, nie zamawiałam pizzy, niczego nie chcę kupić z Thibo, tak śpię. Dowidzenia...
- Ania? - spytał głos w słuchawce. Tak, to był nie kto inny, tylko Bartosz Kurek.
- Nie... Ale poczekaj, zaraz...Tak! Ale dlaczego ona nie śpi skoro jest 8.00 godzina?... Hmmm... Niech pomyślę... No tak, nie jaki Bartosz Kurek ją obudził. - powiedziałam do słuchawki.
- Sory, nie wiedziałem, że śpisz... - powiedział ze skruchą.
- No tak, a jak myślisz. Co normalni ludzie robią o tej porze? Dobra, nie odpowiadaj. Czego chcesz?
- Chciałem się spytać, czy bedziesz na treningu.
- Będę, ale lepiej żeby ciebie tam nie było... - powiedziałam i ziewnąłam.
- Niby dlaczego? - spytał.
- Bo obiecuję, że własnoręcznie cię zabiję. Masz coś na swoją obronę?
- Tak zapraszam cię na kawę po treningu. - powiedział.
- Pomyślmy... No to najpierw pójdziemy na kawę, a potem cię zabiję. Dobranoc... To znaczy dowidzenia - wymamrotałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Stwierdziłam, że już nie zasnę. Zeszłam na dół i postanowiłam wziąć prysznic. Po kąpieli wysuszyłam i rozczesałam włosy, Na śniadanie postanowiłam zjeść płatki z mlekiem. Gdy spojrzałam na zegarek była już 9.00. Musiałam się pośpieszyć, więc szybko udałam się do garderoby.
- No, Wiśniewska, geniuszu, co ty na siebie włożysz? - powiedziałam sama do siebie.
Minęło 10 minut zanim wybrała m strój: http://allani.pl/zestaw/699405
Ubrałam się i wzięłam swój aparat. Wyszłam na dwór i odpaliłam swój samochód. Droga na halę minęła szybko. Wysiadłam z samochodu i zobaczyłam przed wejściem Bartka. Chyba na mnie czekał. Zamnkęłam samochód i skierowałam się w jego stronę.
- Cześć - powiedziałam.
- Cześć. Czekałem na ciebie. - odpowiedział.
- Słuchaj, mógłbyś mnie zaprowadzić do pokoju prezesa? - spytałam niepewnie.
- No ok, ale po co? - spytał ze zdziwieniem.
- Opowiem ci potem. - powiedziałam i poszłam za Bartkiem.
Po drodze minęliśmy jakiś sklep z gadżetami, szatnię, halę, aż w końcu dotarliśmy na miejsce.
- To tutaj. - powiedział. - Poczekać na ciebie?
- Nie, nie wiem ile mi to zajmie. A ty idziesz od razu na sale, tak?
- Tak, to przyjdź później. - powiedział i skierował się w kierunku szatni.
- No Wiśniewska to teraz chwila prawdy. Być albo nie być - powiedziałam do siebie i zapukałam do gabinetu.
- Dzień dobry. Nazywam się Anka Wiśniewska. Miałam się dzisiaj do pana zgłosić.
- A tak, dzień dobry. Niech pani siada. Przyniosła pani zdjęcia? - spytał miły pan po 40- stce.
- Tak. - powiedziałam i podałam mu wydrukowana zdjęcia. Miałam ich około 20, oczywiście wybrałam te według mnie najlepsze.
Po krotkiej chwili przeglądania prezes Skry spytał:
- Pracowała pani kiedykolwiek jako profesjonalny fotograf?
- Jedynie w fundacji, ale to chyba się nie liczy - powiedziałam zasmucona. Pewnie chcą mieć profesjonalistę.
- Pani zdjęcia są rewelacyjnę. Przyjmuję panią. - powiedział z uśmiechem. Możemy nawet teraz podpisac umowę, zanim się pani rozmyśli? - dodał.
- Oczywiście, bardzo dziękuję. - powiedziałam i wypełniłam wszystkie papiery.
- To od kiedy będę mogła zacząć? - spytałam.
- Nawet od zaraz jeśli pani może. - powiedział.
- Jasne.
- To chodźmy na trening chłopaków. Zrobi im pani kilka zdjęć. Przepraszam, że wcześniej pani nie powiedziałem, ale praca jako fotograf Skry wiąże się z wyjazdami razem z drużyną.
- Oczywiście. Jestem do dyspozycji. - powiedziałam. Do gabinetu weszli oficjalni fotografowie Skry: Pan Mariusz i Pan Piotr. Przedstawiliśmy się sobie i poszliśmy na halę. Trener widząc nas wchodzących szybko do nas podszedł.
- Chłopaki! 15 minut przerwy. - zwrócił się w kierunku ćwiczących mężczyzn.
- Dzień dobry Aniu. Czyli jednak? - spytał.
- Tak. - powiedziałam i się uśmiechnęła.
- Po przerwie zrobisz chłopakom kilka zdjęć. - powiedział Pan Nawrocki.
- Oczywiście. - kiwnęłam głową.
- Chłopaki - krzyknął trener, a oni stali już koło mnie. - Przedstawiam wam nowego fotografa Skry. - Pani Ania Wiśniewska.
- Po prostu Anka. - powiedziałam i uścisnęłam każdemu dłoń.
- No gratulacje. - powiedział Kurek.
- A dziękuję, dziękuję - powiedziałam rozbawiona. Cały czas gapił się na mnie ten Aleks. Nawet nie wiecie jakie to było upierdliwe. W końcu wzięłam się za robienie zdjęć. Wszystkie ujęcia były bardzo dobre. Kiedy zrobiłam ich już dość dużo poszłam na trybuny, żeby je przejżeć. Najwięcej zdjęć było Kurka. Nie moja wina, że pchał mi się przed obiektyw. W trakcie przeglądania reszty podszedł do mnie Karol Kłos.
- Może nasza pani fotgraf zagra z nami w siatkówkę? spytał i się uśmiechnął.
- Hahaha. Dobry żart. Wiesz, na początku nawet ci uwierzyłam. - powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem.
- No a dlaczego nie? Słyszałem, że kiedyś grałaś. - powiedział.
- Kiedy to było... Wtedy jeszcze dinozaury żyły. - powiedziałam i wywołałam w tym rozbawienie Kłosa.
- Idziesz, czy mam cię zaprowadzić? - spytał.
- Nie ma mowy. Nigdzie nie idę . - powiedziałam, a Karol przeżucił mnie przez swoje ramię i zaczął iść.
- Pogięło cię? Karoool! Puszczaj. I tak nie będę grała - powiedziałam. Chyba wykrzyczałam, a reszta zawodników zaczęła się śmiać.
Po chwili znajdowałam się już na boisku. Podszedł do mnie pan Nawrocki.
- Aniu, zagrasz z nimi i po sprawie. - uśmiechnął się.
- Ale dlaczego na tym im tak zależy? Chcą mnie skompromitować? - spytałam.
- Chyba się popisać. - powiedział rozbawiony, widząć jak ,,chłopcy" kłócą się o mnie. Prawie wszyscy chcieli mnie mieć w drużynie. - To ja idę, trzymam kciuki.
Przez kilka dobre minut trwały zawzięte dyskusje. Pomyślałam, że wyjd ę niepostrzeżenie na trybuny. Kiedy byłam już blisko celu zauważył mnie Kłos.
- A dokąd to panienka idzie? - spytał podejrzliwie, a ja z prędkością światła się do niego odwrociłam.
- Yyy... Ja? - udawałam, że nic nie wiem. - Aaaa ja? Do toalety. - powiedziałam i sztucznie się uśmiechnęłam.
- Nie ma takiej mowy. Wracamy na boisko. Składy są już podzielone. - powiedział łapiąc mnie za rękę i ciągnąć w kierunku reszty chłopaków.
- Jak coś to białe róże. Kup ich 21 - powiedziałam.
- Ty masz gorączkę? Bo bredzisz ... Po co ci róże? - spytał.
- No na mój pogrzeb . Coś czuję, że to ostatnie minuty mojego życia. - odpowiedziałam.
- Ty się boisz? - zapytał z uśmiechem.
- Ja? Hahaha. Oczywiście, że nie. - odpowiedziałam.
- Jesteś w drużynie z Bartkiem, Mariuszem, ze mną, Pliną, Zatorem i Woickim.
- No okay. - powiedziałam.
- Anka , na jakiej pozycji grałaś kiedyś? - spytał Bartek.
- Na ataku, ale kiedy to było. - powiedziałam unosząc ramiona do góry.
- No to niech tak pozostanie.
Zaczął się wielki mecz. Było 7:5 dla drużyny przeciwnej, kiedy weszłam na serwy. Postanowiłam spróbować z wyskoku. Ciekawa jestem, czy zostało coś jeszcze z moich umiejętności z przeszłości. Odeszłam daleko od linni. Wysoko podrzuciłam piłkę i uderzyłam z całej siły. Tak! As! W sam róg boiska.
- I ty powiadasz dziewczę, że dawno nie grałaś? - skomentował Kłos, po czym wszyscy zaczęli mi gratulować. Poszłam zaserwować ponownie. Wykonałam tę samą czynność co poprzednio. O kurdee... Przypadkiem dostał w głowę Atanasijević. Nie zastanawiając się długo podbiegłam do przeciwnej drużyny chcąc przeprosić Aleksa. Przecież nie zrobiłam tego specjalnie. Gdyby to było specjalnie oberwałby 3 razy mocniej.
- Przepraszam, nic ci nie jest? - spytałam, a on znów się na mnie wpatrywał. - Halo! Mówię do ciebie.
- Nie, nic się nie stało.
- No to ok. Jeszcze raz przepraszam. - powiedziałam i przeszłam na stornę swojej drużyny.
Mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla nas. Dużo moich ataków kończyło akcję. Miałam całkiem niezłą formę. Szybko podeszłam do Bartka.
- Barteeeek... Bo ja dziś jednak nie mogę iść z tobą na tę kawę. Muszę jechać do fundacji. Nie masz mi tego za złe? - spytałam.
- Nie, to może jutro? - spytał.
- Jasne. - powiedziałam do niego. - Ej, ale oni chyba nie są zawodnikami Skry? - spytałam pokazując na wysokich mężczyzn.
- Nie to Resoviacy. Bedą tytaj ćwiczyć przez kilka dni. Niedługo gramy z nimi mecz. - odpowiedział.
- Aha. To do jutra. - powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek.
- Do jutra. - odpowiedział i poszedł do szatni.
Postanowiłam jescze iść do prezesa. Musiałam doebrać swój grafik pracy.
Po 30 minutach wyszłam na zewnątrz. Nikogo ze Skry już nie było. Podeszłam do samochodu i otworzyłam go. Włożyłam kluczyki do stacyjki i... Po prostu super. Samochód jak na złość nie odpalił. Otworzyłam klapę samochodu. Nawet nie wiem czy to się nazywa ,,klapa". Nie znałam się na motoryzacji. Sprawdziłam coś w pobliżu silnika brudząc się przy tym. Miałam nadzieję, że teraz odpali. Niestety. Ponownie powtórzyłam czynność. Kiedy stałam przodem do maski samochodu, za sobą usłyszałam jakiś głos.
- Może pomóc?
Nie no w takim momencie ?! Ale i tak świetny ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję.;)
OdpowiedzUsuń