poniedziałek, 25 marca 2013

ROZDZIAŁ 4

- Jakoś sobie poradzę. - powiedziałam nie przerywając swojej czynnośći.
- Zawsze pani taka uparta? - spytał cały czas stojąc za mną.
- Tak. - odpowiedziałam.
- Złotko, daj zrobić to profesionaliście. Może gwiazdą mechaniki nie jestem, ale trochę się na tym znam. - powiedział i ustał obok mnie.
Był wysokim brunetem, o zielonych oczach. Przychylił się i zaczął coś analizować oglądając okolice silnika.
- Skromność, to chyba pana drugie imę. - zaśmiałam się.
- Bo z tym trzeba się urodzić - wyszczerzył się. - Teraz może pani sprawdzić, czy działa.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik. Zapalił.
- Jednak ręka profesjonalisty się przydała. Dziękuję. - powiedziałam wysiadając z auta.
- Tak wogóle, to Zbyszek jestem. - powiedział i podał mi dłoń.
- Anka - odpowiedziałam i wykonałam tą samą czynność co on.
- Troszkę się pobrudziłaś. - powiedział wyjmując husteczkę. Następnie zaczął mi wycierać twarz. Teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Był cholernie przystojny.
- Praca wymaga poświęceń. - zaśmiałam się. On to odwzajemnił.
- No od razu lepiej. - powiedział i dodał:
- Może dałabyś mi swój numer telefonu? Bo wiesz Zbyszek zawsze służy pomocą.
- No ok. Daj komórkę to ci wpiszę. - powiedziałam i wpisałam mu do telefonu mój numer.
- Mam nadzieję, że będziemy w kontakcie. - powiedział z uśmiechem.
- Też tak myślę, a ty mieszkasz w Bełchatowie? - spytałam.
- Niestety nie, w Rzeszowie- odpowiedział
- A na długo zostajesz? - zapytałam.
- Aż rozegramy mecz w Sobotę z Bełchatowem.
No tak wiedziałam, że go znam.
- Jesteś siatkarzem? - spytałam dla pewności.
- Tak, a ty?
- Fotografem Skry Bełchatów. - odpowiedziałam, a on się uśmiechnął.
- Czyli w Sobotę znów się zobaczymy? - spytał z hytrym uśmieszkiem.
- Na to wygląda. - wzruszyłam ramionami.
- Już nie mogę się doczekać. - powiedział i znów się wyszczerzył.
- To jeszcze raz dziękuję za pomoc. Muszę już jechać. To do Soboty. - powiedziałam i zaczęłam się oddalać.
- Do Soboty. - krzyknął.
Wsiadłam do samochodu i włączyłam radio. Skierowałam się w kierunku fundacji. Byłam już trochę spóżniona, ale chyba nie będą mi mięli tego za złe. Akurat leciała piosenka ,,W stronę słońca". Była to jedna z moich ulubionych . Zawsze kiedy jej słuchałam, poprawiał mi sie humor. Zaczęłam ją głośno śpiewać.
Droga minęła szybko. Fundacji spędziłam 3 godziny. Wszyscy bardzo się cieszyli kiedy przyjeżdżałam. Opowiedziałam im o pracy w Skrze. Bardzo się cieszyli z mojego sukcesu. Po 30 minutach byłam już w domu. Marzyłam o gorącej kąpieli. Otworzyłam drzwi wejściowe i weszłam do środka. Skierowałam się do salonu. W tym pomieszczeniu na chwilę się zatrzymałam. Nie wieżę... Mój ojciec siedział z jakąś babką i się całował. Kiedy mnie zobaczył, od razu oderwał się od poprzedniej czynności.
- Co to ma znaczyć? - krzyknęłam.
- Córeczko, ja ci zaraz wszystko wytłu... - próbował się tłumaczył, ale ja mu przerwałam.
- W dupie mam twoje tłumaczenia! A więc dla tego tak późno wracałeś do domu... ,, Ciężka praca", nadgodziny... Jasne! Teraz sprowadziłeś sobie ją do domu. I co chcesz żeby zastapiła moją matkę? Przecież ledwo co minęły 2 lata... A ty? Ty przyprowadzasz do domu jakąś panienkę. Wiesz co? Brzydzę się ciebie. - powiedziałam, albo raczej wykrzyczałam i wybiegłam z domu trzaskając drzwiami.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Nawet nie wiem kiedy z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Kurede... nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam. Zawsze emocje tłumiłam w sobie. Nie chcę teraz wracać do domu i udawać, że nic się nie stało. Teraz musiałam wykombinować sobie nocleg. Pomyślmy... Magda u babci w Warszawie, Kamil w Rzeszowie na meczu. Super, został mi tylko nocleg w hotelu.
Postanowiłam pojechać do najbliższego, niedaleko hali. Nadal byłam w złym stanie. Nie obchodziła mnie reakcja ludzi. Dobrze, że przynajmniej miałam ze soba pieniądze.
Weszłam do hotelu i udałam się w kierunku recepcji.
- Dzień dobry, chciałabym zarezerwować pokój. - powiedziałam.
- Dzień dobry, oczywiście na jak długo.
- Do jutra, albo na czas nieokreślony. - odpowiedziałam grzecznie. Widząc mój stan w jakim się znajduję zapytała:
- Może napije się pani wody?
- Nie, dziękuję. - powiedziałam i odebrałam kluczyk od mojego pokoju.
Mój pokój znajdował się na samej górze. Pokój 256. Wsiadłam do windy i ponownie zaczęłam rozmyślać. Nie mogłam przestać myśleć o tym co wydarzyło się w moim domu. Jak on mógł? Winda się zatrzymała, a ja z prędkością światła z niej wyszłam. Na zakręcie zderzyłam się z jakimś mężczyzną.
- Jak leziesz debilu? - spytałam nie patrząc z kim się zderzyłam.
- No sory ale ty na mnie wpadłaś. - powiedział brunet. Po chwili dołączył do niego jego kolega.
- O Krzysiek tu jeste... Ania? Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Zbigniew Bartman.
- No pewnie to co ty, nocuję - odpowiedziałam i do oczu zaczęły napływać mi zły.
- Ej, no nie płacz. Dobra, to ja na ciebie wpadłem. Niech ci będzie. - powiedział współsprawca naszego zderzenia.
- Co sie stało?- spytał Bartman, a ja zaczęłam mu opowiadać całą historię włącznie ze śmiercią matki.
- Krzysiek jestem. Dla znajomych Igła. - powiedział Ignaczak podając mi dłoń.
- Anka - powiedziałam podając mi dłoń.
- Choć do naszego pokoju, to może razem coś wymyślimy. - powiedział Zibi.
- Nie, nie chcę was zadręczać. - odpowiedziałam.
- Chyba lepiej jakbyś przyszła do naszego pokoju, bo będzie gorzej jak my i reszta przyjdziemy do twojego. Mówiąc jedno: Prędko z niego nie wyjdą. - powiedział Igła.
- O, nie. Nie mam zamiaru nikomu się wyżalać z moich problemów. Wiecie wy. I starczy.
- Anka, my tu jesteśmy jak cała rodzina. Zawsze sobie pomagamy. - stwierdził Zibi.
Po dłuższym zastanowieniu, zgodziłam się.
- To o której mam być? - spytałam.
- O 19.00 - powiedział Igła. - To ja idę wszystkich zwołać do naszego pokoju. - dodał i poszedł wszystkich zawiadomić.
- To który macie numer pokoju? - spytałam.
- 257. - powiedział, po czym podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- To chyba będziemy sąsiadami. - stwierdziłam.
- Mieć za sąsiada Igłę...Na twoim miejscu wolałbym dworzec. - zaśmiał się.
- Mam się bać? - spytałam.
- Oprócz porannej pobudki, robienia dziwnych i głupich kawałów z jego strony... To nie. - Muszę lecieć na trening. - powiedział i po chwili się oddalił.
Szybko skierowałam się do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i zeszłam na kolcję.
W stołówce zobaczyłam Zibiego i Igłę. Byli tam też inni siatkarze. Podeszłam do okienka i odebrałam swój posiłek.
Kiedy zaczęłam iść usłyszałam wołanie Krzyśka, żebym się do nich dosiadła. Chętnie zrobiłam to o co prosił.
- Anka jestem. - powiedziałam i zaczęłam zapoznawać nowych siatkarzy. Przy stoliku oprócz znanej mi dwójki siedzieli: Paul Lotman, Piotr Nowakowski i Olieg Achrem.
- A więc, to ty jesteś tą dziewczyną, o której cały czas nawijał Zibi...- stwierdził Achrem.
Gdyby wzrok mógł zabijać Olig leżał by martwy pozbawiony życia przez Bartmana.
- Olieg, może opowiesz nam coś o swojej Paulince? - spytał ze złością ZB9 na co Achrem przycichł, a reszta zawodników wybuchnęła śmiechem.
- Paulina? To jakaś twoja dziewczyna? - spytałam zdziwiona widząc reakcję Resoviaków.
- Oj nieważne.
Reszta kolacji minęła bardzo szybko. Ja to się wogóle dziwię, że oni z tym Igłą tak wytrzymują. Nawijał, gadał kawały jakby był w transie. Przez całą kolację, czułam na sobie spojrzenie Lotmana.
- Panowie, to co o 19.00? - spytał Igła, widząc, że wszyscy kończą spożywać posiłek.
- Spoko. Mamy przynieść czy masz?- spytał tajemniczo Pit.
- Mam. - odpowiedział tajemniczo Ignaczak.
- To ja idę. - powiedziałam i wróciłam do pokoju.
Wybiła godzina 19.00. Wyszłam z mojego pokoju i skierowałam się do sąsiedniego. Lekko zapukałam. Ktoś krzyknął: ,, Hasło''. Po głosie poznałam, że to Ignaczak.
- Ignaczak, to najlepszy libero na świecie. - powiedziałam, a on odpowiedział:
- Dobrze gada. Polać jej. Wejść.
W pokoju byli już wszyscy. Przywitałam sie oraz zapoznałam z resztą chłopaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz