- Anno, siadaj. - powiedział oficjalnie Igła. Wszyscy usiedliśmy w kółku na podłodze. Siedziałam między Igłą, a Zbyszkiem.
- Witam wszystkich tu zgromadzonych. Zebraliśmy się, aby pomóc tej o to pięknej, lecz zagubionej owieczce. Owieczce? - wszyscy spojrzeli na niego z miną ,, Weź się człowieku nie kompromituj".
- Tak, włąsnie zagubionej owieczce. Anno opowiedz nam swoją historię. - powiedział Igła.
Opowiedziałam im po raz 101 jakże tę zacną historię.
- Ni i to dlatego tu teraz jestem. - powiedziałam na k oniec.
- Moi drodzy. Jakieś cenne rady? - spytał organizator spotkania.
- No ja to naprzykład myślę, że powinnaś ze swoim ojcem porozmawiać. Może ta kobieta wcale nie chce zastępować ci matki.
- Tak Zbyszek, pójdę do niego i powiem: kochany tatusiu, tak się cieszę, że zaczęłeś mi szukać nowej mamy. - odpowiedziałam na pomysł Bartmana.
- Hmmm.... Ja to uważam, że powinnaś się napić. - powiedział Achrem i wyjął zza pleców pół litra. Tak dla ścisłości nie była to woda, ani mleko.
- Chcecie mnie upić? - spytałam rozbawiona.
- Nie, no co ty. Jakbyśmy śmiali. - odpowiedział Lotman.
- Wiem! Gramy w butelkę. - powiedział, a raczej wykrzyczał Igła.
- Nie ma mowy. Dziękuję już za cenne rady wszystkim pasterzom, ale owieczka musi wracać już do swojego pokoju. - powiedziałam i chciałam wstać, ale Lotman mnie zatrzymał.
- Z nami się nie napijesz? - spytał.
- No dobra. Polewać. - powiedziałam z uśmiechem i usiadłam na miejsce.
- To grajmy. - powiedział Igła i zaczął kręcić butelką. Wypadło na Zibiego.
- Prawda, czy wyzwanie? - spytał.
- Wyzwanie. - odpowiedział Bartman.
- Uuuu Zibi, ostro. - skomentował Achrem.
- No toooo... Przytul Ankę. - odpowiedział i wszyscy się na mnie spojrzeli. Chyba zrobiłam się czerwona, bo Ignaczak skomentował:
- A myślałem, że owce są białe.
- Wcale, że nie, bo naprzykład Mostowiaki też mięli owce. - wyrwał się nagle Pit.
- No i co z tego, że mięli owce? A ona jakiegoś innego koloru były? - spytał Ignaczak.
- Nie-e... Ale mięli. - odpowiedział Pit, a wszyscy się na niego spojrzęli z politowaniem.
- No wy M jak miłość nie oglądacie? - spytał i zakrył twarz dłonią.
- Ja oglądałam, ale potem zrobiło się tak dramatycznie. - powiedziałam teatralnie ocierając łzę z pod oka.
- No, śmierć Hanki też mnie wstrząsnęła. - odpowiedział. - A najgorsze to były te kartony. Bo ja to sobie obiecałem, że pomszczę śmierć Hanki. - powiedział Nowakowski, a wszyscy mało co nie popłakali się ze śmiechu.
- Piteeeer... Ale Hanki już nie uratujesz... Jedyne co możesz, to spalić wszystkie kartony. - odpowiedziałam.
- Ja tu na poważnie, a wy to się śmiejecie. - powiedział Piotr i zrobił minę ,,Foch".
- Aniuu... I tak się nie wiwiniesz. - powiedział Igła poruszając przy tym brwiami.
Po chwili podszedł do mnie Zbyszek i mnie przytulił. Nie powiem, było miło. Nawet go polubiłam.
Wódka zniknęła w niesamowicie szybkim tępie. Czułam, że jestem pijana. Igła zakręcił ponownie i wypadło na mnie.
- No-o-o... Owijeczko, to... Hmmm... Pocałuj Paula w ustaa... - powiedział.
- Krzysiu, nie przesadziłeś trochę? - spojrzałam na mówiącego to Zbyszka. Chyba te wyzwanie go wkurzyło, ale to już nie moja sprawa. Nie zwracałam uwagi na wkurzonego Bartmana. Sama nie wiem, od kiedy byłam taka odważna. Pewnie to przez ten alkochol. Wstałam i podeszłam do zdziwionego Lotmana. Przechodząc, słyszałam: ,, Będzie się działo". Po drodze prawie się przewróciłam, ale w ostatniej chwili złapał mnie Paul. Położyłam ręce na jego szyi i zaczęłam go namiętnie całować. Nie opierał się. Nagle odciągnął mnie Zbyszek.
- Chodź, odprowadzę cię do pokoju. - powiedział, po czym zwrócił się do Lotmana.
- A z tobą, to ja sobie później porozmawiam.
PERSPEKTYWA ZIBIEGO:
Kiedy zobaczyłem, jak Anka całuje Paula, nie wytrzymałem. Podszedełem do nich i odciągnąłem Wiśniewską.
- Chodź, odprowadzę cie do pokoju. - powiedziałem i zwróciłem się do Paula. - A z tobą to ja sobie później porozmawiam.
Gdy szliśmy korytarzem, a właściewie ja szedłem i ją prowadziłem, ona zeczęła coś mamrotać.
- Może i się trochę już po tym otrząsnęłam ale dalej pamiętam. - wymamrotała pod nosem i zaczęła się głośno śmiać.
- Ciii... - uciszałem ją. - No to się działo 5 minut temu więc może i pamiętasz...
- Oj Zbysiu... Słońce ty moje. - powiedziała i zaczęła się jeszcze bardziej śmiać.
- Czyli?
- To był dupek, nie wiem jak mogłam go pokochać. - stwierdziła, a ja dalej nie wiedziałem o co chodzi. Na szczęście po chwili dodała:
- Łukasz... - powiedziała imię. - Kochałam go. - zaczęła krzyczeć. - Zdradził mnie. - powiedziała cicho.
Po chwili byliśmy już w jej pokoju. Przeniosłem ją na łóżko i przykryłem kołdrą.
- Zzzzzbyszek. - zawołała.
- Ciii... Nie krzycz.
- Zostaniesz ze mną na noc? - spytała bełkocząc.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Ona jest pijana. Nartman debilu, przecież gdyby była trzeźwa, to czegoś takiego by ci nie zapropowała. Po długich rozmyśleniach zgodziłem się.
Położyłem się obok niej. Anka się do mnie przytuliła. Czułem, że była kimś ważnym w moim życiu. Przez kilka minut bawiłem się jej włosami, a potem usnąłem.
PERSPEKTYWA ANKI:
- Kurwaaa! - krzyknęłam budząc się z dużym bulem głowy.
- Łap - powiedział Zibi rzucając mi butelkę wody. Upiłam z niej łyk. Ej, raraz... Zibi rzucił mi butelkę wody? Skąd on się wziął?
- Zbyszek co ty tu robisz? - spytałam zdziwiona.
Opowiedział mi całą sytuację. Poczułam się głupio.
- Wszyscy mi mówili, że mam słabą główę. - powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech. - Mam nadzieję, że nic nie przeskrobałam. - dodałam upijając łyk wody.
- Mówiłaś coś o jakimś Łukaszu... - wypalił Bartman, a ja zaksztusiłam się wodą. Czyli się wkopałam, jak zawsze.
- Skoro zaczęłaś wczoraj o tym mówić, to może dokącz. - stwierdził.
- Długo by opowiadać. - powiedziałam, chcąc odejść od tematu. Ruda, debilu... Nie pij więcej.
- Mam czas. - rozsiadł się wygodnie w fotelu Resoviak.
- A więc tak, Łukasz to mój były... Chdziliśmy ze sobą trzy lata. Nawet byliśmy zaręczeni. Wiem, że to głupie w tak młodym wieku. Niestety... Trzy tygodnie przed ślubem, zerwał ze mną...I wiesz co jest w tym najśmieszniejsze? - spytałam.
- Nie. - odpowiedział.
- To, że on potem się związał z moją drugą najlepszą przyjaciółką. Przetarłam oczy bo czułam jak napływają mi łzy.
- Nie, nie będę płakać. Już się przez niego napłakałam. Zibi wiesz co?- spytałam.
- No dawaj już mnie chyba nic nie zaskoczy.
- Bo ja mam ładną koleżankę... wolną - powiedziałam unosząc charakterystycznie brwi do góry.
- No, chętnie zapoznam. - odpowiedział z uśmiechem.
- Bartmaaan. Która godzina?- spytałam, przeciągając się.
- 9.30
- O kurde. Muszę lecieć do pracy. - powiedziałam.
- Będziesz na treningu?- spytałam.
- Tak.
- Lecę. Pa. - Powiedziałam i wyszłam z hotelu. Najpierw musiałam jechać do domu, żeby się przebrać. Na szczęście ojciec o tej porze jest w pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz