piątek, 17 maja 2013

ROZDZIAŁ 29

Pit? Powiedz, że ty tylko przedawkowałeś marsjanki i że to nieprawda.- złapałam się za głowę.
- Moja mama to zawsze mówi, że marsjanki trzeba jeść z umiarem... - skarcił mnie wzrokiem.
- Pit, chamuj emocje. - poklepał go po ramieniu Igła.
- Ignaczak, to wszystko twoja wina. Co ci wogóle przyszło do tego twojego łba? - spytałam wkyrzona i zrezygnowana.
- Wiesz, że nie chciałem, żeby tak wyszło.
- Jaki wstyd. Co on sobie teraz o mnie pomyśli...
- Może nie bedzie tak źle. Po prostu mu wytłumacz, że byłaś pijana i to wszystko nie prawda. - mówił czytając książkę Łukasz. Wszyscy się na niego spojrzeliśmy.
Poszłam do łazienki, żeby się przebrać. : http://allani.pl/zestaw/781552 Uczesałam się i umalowałam. Po chwili wyszłam z łazienki.
- Ala pamiętasz, że dziś ta impreza urodzinowa? - spytał Igła.
- No tak. - uśmiechnęłam się. W myślach obmyślałam pomysł na prezent.
Razem z Igłą i Łukaszem zeszliśmy na śniadanie. Przy stoliku niedaleko siatkarzy siedzieli piłkarze. Ręką przywołał mnie do stolika Robert.
- Więcej z toba nie piję. - uśmiechnął się.
- Ja nawet nie wiem co tam się dokładnie wydarzyło. - powiedziałam.
- Ja też chciałbym wiedzieć. - dosiadł się do nas Piszczek trzymając się za głowę.
- Jedno pamiętam...
- No dawaj.
- To, że nazwałaś mnie gwiazdą i powiedziałaś, że nie umiem grać w piłkę. - powiedział Robert, a Łukasz zaczął się śmiać.
- Może w tym coś jest. - zamyslił się Piszczek.
- No może i tak powiedziałam...
- Musisz to odszczekać. - poklepał mnie po ramieniu Lewandowski.
- No okay. To co mam zrobić? - spytałam.
- Dziś gramy z chłopakami ze Spały krótki mecz. Musisz przyjść i zagrać z nami.
- Nie no Robert, żarty to się ciebie trzymają. - zaczęłam się śmiać.
- Czyli wymiękasz? - spytał.
- Ja? Nigdy.
W tym momęcie przyszedł Wojtek. Chyba zajęłam mu miejsce, bo ustał nade mną. Zeszłam z krzesła i rozmawiałam z chłopakami na stojąco.
- Zawsze możesz mi usiąść na kolana. - powiedział Szczęsny. W sumiee... Dlaczego nie?
Speszona usiadłam. Cały czas patrzyli się na mnie siatkarze. W końcu zgodziłam się na krótki mecz. Miał on odbyć się o 15.00. Musiałam się sprężać bo o 18.00 miała rozpocząć się impreza urodzinowa. W końcu wymyśliłam prezent. Co to jest dowiecie się niebawem...
Po obgadaniu spraw dotyczących meczu usiadłam do stolika siatkarzy i zaczęłam jeść śniadanie. Po kilku sekundach zobaczyłam jak Igła, Winiar i Dziku zaczynają zasłaniać się gazetami.
- Coś się stało? - zaśmiałam się. - Antyterroryści czy coś?
- Nie gadamy z wrogiem. - szybko odpowiedział Igła.
- Ignaczak debilu... I niby ja to ten wróg?
- Dokładnie. - z akcentem powiedział Michał.
- Ale dlaczego? Nie lubicie ich, no okay, ale to już nie wolno mi z nimi rozmawiać?
- Chłopaki, ona ma rację. Zachowujecie się jak dzieci. - poparł mnie filozoficznie Możdżon.
- Będziesz na imprezie? - spytał Bartek.
- Podobno ci idioci piłkarze też mają być. - skrzywił się Bartman.
- Chyba tak. - odpowiedziałam i poszłam na trening.
Zaczęłam robić zdjęcia, do czasu kiedy nie przywołał mnie trener. Zaczął mówić po angielsku.
- Mam do ciebie proźbe. Słyszałem, że nieźle radzisz sobie jako trener. Chciałbym, żebyś mnie zastąpiła na dzisiejszym treningu.
- Bardzo się cieszę, że trener chce powierzyć mi swoją drużynę. Ale nie wiem czy sobię poradzę. - uśmiechnęłam się.
- Na pewno. Wierzę w ciebie. To jak zgadzasz się? - spytał.
- Jasne. - powiedziałam, a on zwrócił się do zawodników.
- Okay, dziś wasz trening poprowadzi Ania. Tylko macie się jej słuchać. - zastrzegł palcem i odszedł.
- No to może na początek zrobicie dwadzieścia kółek. - powiedziałam i zaczęłam się przyglądać jak każdy zaczyna biec. O dziwo słuchali się mnie.
Po skończonym biegu, poleciłam im żeby zaczęli się rozciągać. Nagle jakiejś kontuzji doznał Igła.
- Igła coś cie boli? - spytałam zaniepokojona.
- Ramię.
- Dobra chodź do Partycji. - powiedziałam po czym udaliśmy się do pokoju fizjoterapeutki.
- Możesz obejrzeć Krzyśka? Chyba zbił sobie ramię.
- Dobra. Jak chcesz to wpadnij na moją imprezę. Oczywiście weź włóż jakieś normalne ciuchy na siebie. - uśmiechnęła się szyderczo.
Wyszłam z tamtąd zostawiając Igłę samego. Poszłam kontynuować trening. Podzielili się na dwie drużyny i zaczęli grać trzy krótkie meczyki. Karol jak zwykle się obijał.
- Karol? Jak zaraz się nie ruszysz tyłka to będziesz biegał dodatkowe dziesięć kułek.
- Oj żono... - zaczął marudzić.
- Dwadzieścia. - powiedziałam, a on jak na zawołanie zaczął grać.
- No, świetnie sobie radzisz. - poklepał mnie po ramieniu Andrea. Nawet nie wiedziałam, że on za mną stoi. - Może w przyszłości zostaniesz jakimś sławnym trenerem. - rozmarzył się Włoch.
- Ja i sława. - zaśmiałam się i machnęłam ręką.
- Możesz już iść odpocząć do pokoju. - powiedział, a ja pokiwałam głową.
Poszłam do pokoju, aby się przebrać. Za dziesięć minut miałam stawić się na murawę, która była na dworzu.
Związałam włosy, przebrałam się: http://allani.pl/zestaw/769853 i zeszłam na dół
Na dworzu widziałam czterech piłkarzy, czyli: Roberta, Błaszczykowskiego, Wojtka i Łukasza. Oprócz nich była jakaś młodzież. Ok. 15-16 lat.
- No już myślałem, że nie przyjdziesz. - podbiegł do mnie Robert.
- No widzisz. - uśmiechnęłam się i podeszłam do reszty.
Robert zaczął tłumaczyć zasady gry a ja się przyglądałam.
- Jakieś pytania? - spytał.
- A gramy na spalone? - spytałam.
- A wiesz co to? - popatrzył z politowaniem.
- Nie było pytania. - machnęłam ręką, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- I ona ma niby z nami grać? - zapytał z politowaniem jakiś chłopak.
- A co? Boisz się? - poklepałam go po ramieniu.
- Jak cholera. - uśmiechnął się.
- Oj ja bym wolał nie zadzierać z Wiśniewską. - wstawił się za mną Łukasz.
Zaczęła się gra. Byłam w zespole z Kubą i Piszczkiem oraz z innymi ośmioma chłopakami. Po czterech minutach gry udało mi się strzelić gola. Oczywiście Wojtkowi. Wszyscy mi gratulowali. Potem zostałam swaulowana przez jakiegoś chłopaka. Strasznie bolały mnie żebra. Jako, że jestem twarda, wstałam i zaczęłam grać dalej. Oprócz tego, że podciełam Roberta, on wyrównał 1-1 w meczu praktycznie nic się nie działo.
Na koniec wszyscy pogratulowali sobie gry. Wróciłam do pokoju. Pooglądałam telewizję razem z Łukaszem i Igłą, a następnie zaczęliśmy się szykować na imprezę.
Najpierw poszłam do drogerii, żeby kupić mój prezent. Postawiłam na... Krem przeciwzmarszczkowy i maść na pryszcze. Wiem... Jestem wredna... Spakowałam to do ładnej torebki. Wróciłam z zakupów, a następnie poszłam się przebrać : http://allani.pl/zestaw/769853 włosy związałam w warkocz: http://allani.pl/zdjecie/856211 i zrobiłam makijać: http://www.sukniestudniowkowe.pl/files/2010/12/modny-makijaż.jpg . Wyszłam z łazienki. Razem z dwójką lokatorów udaliśmy się na imprezę.
Na miejscy byli już wszyscy. Podeszłam do Patrycji, żeby złożyć jej życzenia.
- No to wszytkiego najlepszego. - dałam jej prezent. Zajrzała do środka. Na początku się skrzywiła, a potem uśmiechnęła.
Usiadłam obok Wojtka. Wziełam drinka i zaczęłam go pić. Po kilku minutach wjechał tort. Symbolicznie zaśpiewaliśmy sto lat i zjedliśmy tort.
Kolejnym punktem zabawy było karaoke. Taki konkurs, w którym trzeba było w parach< oczywiście najpierw odbywało się losowanie kto z kim ma zaśpiewać>, trzeba było zaśpiewać wylosowaną piosenkę. Która para najlepiej się zaprezentuje, wygrywa. A w juri zasiadli: Krzysztof Ignaczak - jak on to powiedział, człowiek uzdolniony wszechstronie; Marcin Możdżonek - filozof; a także Czarna puma - Paweł Zagumny.
Zaczęło się losowanie. Niewiem, czy się cieszyć czy nie, bo wylosowałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz