- Mamo?! To ty? Dlaczego uciekasz? - zaczęłam krzyczeć, kiedy kobieta zaczęła uciekać. Przez chwilę biegłam za nią, ale potem wsiadła do taksówki i odjechała.
Jak to możliwe? Przecież ona zmarła dwa lata temu... Ale to musiałabyć ona. Nikt inny. Dlaczego uciekała? Próbowała mnie odnaleźć? Postanowiłam zadzwonić do taty.
- No cześć córeczko. Dawno się nie odzywałaś. Co tam u cieb...? - spytał.
- Czy to możliwe, że mama żyje? - przerwałam jego wypowiedź.
- Myślałem, że już pogodziłaś się z jej śmierią. Kochanie... To było dwa lata temu. Przecież wiesz, że zginęła w wypadku. Mi też trudno jest się z tym pogodzić.
- Ale ja ją widziałam! Przecież sobie tego nie uroiłam...
- Może to jakaś kobieta bardzo podobna do niej? Kochanie pogódź sie z tym, że matka nie żyje i już nigdy nie pojawi się w naszy m życiu.
- Może masz rację.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i się rozłączyłam. Miał racje... Już nigdy nie pojawi się w naszym życiu. Niewiem dlaczego, ale zaczęłam płakać. Mieć znowu przy sobie mamę... Nie, przestań. Przecież to nierealne.
Gdy dotarłam do ośrodka cała zapłakana od razu weszłam do swojego pokoju. Siedzili już tam Igła i Łukasz.
- Co się stało? Bartek coś ci zrobił? A ostrzegałem go! - Igła wstał z łóżka i chciał już do niego iść.
- Igła... Siadaj. - ochrzanił go Łukasz. - Powiesz nam co sie stało?
- Czy to możliwe, że człowiek, który zmarł dwa lata temu nadal żyje? - spytałam, a Igła, który właśnie pił wodę zakrztusił się.
Opowiedziałam całą sytuację. Oczywiście nie obyło się bez płaczu.
- Ale może to jakaś kobieta bardzo podobna do twojej matki? - lekko sugerował Igła.
- To dlaczego uciekała?
- Powinnaś porozmawiać ze swoim ojcem. - powiedział Żygadło.
- Już to zrobiłam. Mówił, że nie żyje.
- Daj sobie czas. Może ta twoja ,,niby mama" znów się odezwie. - powiedział Ignaczak.
- Zbierać się na obiad. - rozsiadł się wygodnie w fotelu Bartek, gdy wbiegł do naszego pokoju. - Płakałaś? - wstał i przytulił mnie.
- Bartek, potem ci opowiem, narazie nie mam na to siły. - powiedziałam a on przytaknął.
Zeszliśmy na dół na obiad. Pewnie wyglądałam jak śmierć, bo każdy kto przechodził się na mnie dziwnie gapił. Po drodze spotkaliśmy Wojtka.
- No gratulacje. - przytulił mnie oraz uścisnął dłoń Bartka. - Coś się stało?
- Nic. - uśmiechnęłam się lekko, a Bartek objął mnie ramieniem.
Po posiłku wróciliśmy do pokoju.
- Zbieraj się, jedziemy. - wpadł do mojego pokoju Bartek.
- Bartuś, przepraszam, ale nie mam ochoty. - powiedziałam cały czas patrząc się w telewizor.
- No właśnie. Pojedziemy, rozerwiemy się.
- Nie mam ochoty na imprezy.
- Ale nie idziemy na imprezę. No zgódź się... Bo będę musiał użyć siły. - uśmiechnął się i zaczął się do mnie zbliżać.
- No dobra. - uniosłam ręcę w celu poddania się. To powiedz gdzie jedziemy, to przynajmniej się przebiorę.
- Dowiesz się na miejscu.
Poszłam do łazienki się przebrać: http://allani.pl/zestaw/789370 . Spojrzałam w lustro. Rzeczywiście, nie wyglądałam najlepiej. Przemyłam twarz wodą i lekko się umalowałam. Wyszłam gotowa z łazienki. Bartek chwycił mnie za rękę i zeszliśmy na dół. Na dworze czekało piękne czarne BMW. Wsiadliśmy i zaczęliśmy jechać. Po drodze opowiedziałam mu co dakładnie się wydarzyło. Nic nie powiedział tylko złapał mnie mocno za rękę.
Minęło kilkanaście minut, a końca drogi nie widać.
- Bartek, długo jeszcze? - zaczęłam marudzić. Nigdy nie lubiłam długich jazd. A samochodem to już wogóle.
- Kawałek.
Po dziesięciu minutach.
- Bartek dłu... - zaczęłam ale on mi przerwał.
- Niedługo. - uśmiechnął się.
Po krótce byliśmy na miejscu.
-To tutaj? - Zaczęłam się śmiać.
- Nie podoba ci się? - zrobił zmieszaną minę.
- Podoba, ale nie wiedziałam, że taki z ciebie romantyk. - zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręcę.
- Bartuś jak ty tak codziennie będziesz mnie na rękach nosił, to nie będziesz miał już siły grać.
- Chyba masz rację. - roześmiał się, a ja dałam mu sójkę w bok.
- To było chamskie. - roześmiałam się. - I gdzie ten Bartuś - romantyk? - spytałam, a on ze śmiechem pokręcił z niedowierzaniem głową
Po kilku metrach siedzeliśmy na wielkej polanie. Wokoło było mnóstwo kwiatów. Na środku był rozłożony duży koc, a na nim stał koszyk i leżał bukiet kwiatów.
- To dla ciebie. - podniósł je i mi je wręczył.
- A jaka to okazja? - spytałam całując go w policzek.
- Za to, że jesteś. - objął mnie w pasie.
- Bartek... Jakby na tej łące mało kwiatów było... - wywróciłam oczami i razem się roześmialiśmy.
- Czy ty byłaś choć raz w życiu kiedyś poważna? - spytał ze śmiechem.
- Przepraszam. - teraz to ja się zmieszałam.
- Za co? I właśnie za to cię kocham. - powiedział i czule pocałował w usta.
- I pomysleć, że miesiąc temu na okrągło się kłócilismy. - pokręciłam głową.
- Zamknij oczy. - powiedział.
- Taaaaak. Ja zamknę oczy, a ty przywiążesz mnie do drzewa i zostawisz wilkom na pożarcie. - roześmiałam się.
- Głupol. - roześmiał się.
W końcu wykonałam jego proźbę. Poczułam coś zimnego na mojej szyi, a następnie ciepły pocałunek.
- Otwórz. - powiedział, a ja szybko wykonałam polecenie.
Na swoim dekoldzie ujrzałam naszyjnik z małymi literkami : ,, Kocham cię ~ Bartek''.
- Dziękuje, ale nie musiałeś. - przytuliłam się do niego.
- Lubię kiedy się uśmiechasz. - powiedział a ja się zaczerwieniłam. On to zauważył i zaczął się ze mnie nabijać.
- Kurek no! - krzyknęłam i się odwróciłam.
- Kocham cię... Denerwować. - dokonczył i przytulił mnie ponownie.
- Grabisz sobie. - roześmiałam się.
Usiedliśmy na kocyku i zaczęliśmy zajadać sie truskawkami w czekoladzie. Przyznam, że nie żałuję, że tutaj przyjechałam.
- Chciałabyś mieć kiedyś dzieci? - spytał. Nigdy nie lubiłam takich tematów. Ale miał prawo pytać. Przecież jesteśmy ze sobą.
- Z tobą? - roześmiałam się.
- No a z kim?! - zbulwersował się i od razu się roześmiał.
- Niewiem, nie myślałam nad tym. - A ty?
- Kiedyś... - powiedział niepewnie. - Ale dziewczynkę. - uśmiechnął się.
- Ej no. Ja to tam zawsze o synku marzyłam. - Nie chciałbyś, żeby poszedł w twoje ślady?
- Ale dziewczynka byłaby taka piękna jak mamusia. - roześmiał się.
- Ale słodzisz. - pokręciłam głową, a następnie się roześmiałam. - Chłopiec, dziewczynka. I tak bym je kochała bo byłyby moje. - powiedziałam.
- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - podszedł do mnie i mnie objął.
- Ani ja bez ciebie. - powiedziałam a on się uśmiechnął.
- Czyli jednak mnie trochę kochasz? - spytał.
- Troszkę. Tak tyci tyci. - powiedziałam a on zaczął mnie łaskotać.
Po około godzinie wróciliśmy do ośrodka. Byłam strasznie zmęczona. Wykompałam się i położyłam się spać. Chłopaki już dawno spali. Chociaż tak mi się wydawało. Po chwili usłyszałam czyiś głos.
- Możemy pogadać? - spytał Igła.
**********************************************************************
1-3 ;c Eh... Dobrze, że to tylko mecz towarzyski ;) Borusia ;/ Trudno... Gratulacje dla Bayernu;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz