czwartek, 4 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 12

Od razu rozpoznałam jego głos. Przez chwilę, stałam wryta w ziemię. Dlaczego on to robi? Kiedy mi przestaje zależeć, to on pojawia się tak nagle.
- Śledzisz mnie? - wydusiłam z siebie.
- Ruda, proszę cię porozmawiajmy. - powiedział, a po chwili stał już przede mną.
- Chyba nie mamy o czym. - odpowiedziałam z pogardą. Nie miałam już siły. Znów łzy przesłoniły mi oczy.
- Przepraszam... Wiem, że ja zawiniłem, ża mi zaufałaś, a ja to spieprzyłem. Pamiętasz jacy byliśmy szczęśliwi? - zapytał i chciał złapać mnie za rękę, ale ja mu to uniemożliwiłam.
- Z Agatą też byłeś szczęśliwy? - zapytałam podirytowana.
- Proszę wróć do mnie. - powiedział błagalnym głosem. Milczałam. Nie kochałam go, przynajmniej sobie to wmawiałam, ale pamiętam te wspólne chwile spędzone razem z Łukaszem, beztroskie życie. Spojrzałam na Bartka. Był zdezorientowany całą sytuacją.
- Nie chcę cię znać. - powiedziałam.
- Ania... - zaczął, ale Bartek mu przerwał:
- Zostaw ją. Nie widzsisz, że nie chce z tobą gadać?
- A ty to kto? Rycerz na białym koniu? Widzę, że szybko się pocieszyłaś. - spojrzał na mnie z pogardą.
Nie wytrzymałam. Uderzyłam go w twarz i uciekłam. Biegłam przed siebie
PERSPEKTYWA BARTKA:
Ten facet nie dawał jej spokoju. Mówiłem mu, żeby się do niej nie zbliżał. W pewnym momęcie Ania uderzyła go w twarz i zaczęła uciekać. Zostaliśmy tylko my.
- Masz ją zostawić. - wysyczałem przez zęby.
- Bo co? Jakiś marny siatkarzyna mnie pobije? - spytał i zaczął się śmiać. Teraz ja dałem mu w zęby. Postanowiłem iść za Wiśniewską. Gdy ją dogoniłem była cała roztrzęsiona.
- Niech zgadnę. Teraz będziesz mnie pocieszał? Mówił, że nie warto prze niego płakać? Że to idiota? - zaczęła rozmowę.
Nie powiedziałem nic, tylko ją przytuliłem. Ona wtuliła się we mnie ciągle płacząc. Niespodziewanie zaczął padać deszcz. Staliśmy tak w deszczu dobre kilka minut.
- Może wrócimy do domu? - zapytała odklejając się ode mnie, a ja przytaknąłem. Wróciliśmy do samochodu. Przez całą drogę panowała głucha cisza. Gdy byliśmy na miejscu weszliśmy do domu. Tam czekał już na nas Karol.
PERSPEKTYWA KAROLA:
Gdy wróciłem z treningu, Anki i Bartka nie zastałem. Dzwoniłem, ale żadne z nich nie odebrało. Po ponad godzinie usłyszałem otwierające się drzwi. Do do domu wbiegła zapłakana Ania, a za nią wszedł Bartek. Wiśniewska od razu poszła do sojego pokoju. Zaskoczony, spojrzałem na Bartka.
Opowiedział mi co się wydarzyło, a ja nie mogłem w to uwierzyć. Lubiłem Ankę, a nawet bardzo.
- Co za sukinsyn. - powiedziałem.
- Możę iść do niej? - spytał Bartek.
- I tak nie będzie chciała gadać... Jak chcesz to możesz przenocować.
- Innum razem. Muszę jechać. - powiedział i wstał. Odprowadziłem go do drzwi ipostanowiłem zrobić kolację. Anka dalej nie wychodziła z pokoju. Wziąłem kubek herbaty i kanapki, a następnie poszedłem do pokoju ,,mojej żony".
Zapukałem, ale nic nie powiedziała. Wszedłem. Leżała na łóżku i słuchała muzyki. Położyłem to co przyniosłem na stoliku i chciałem wyjść, ale zatrzymał mnie jej głos:
- Dziękuję mężu. - wysiliła się na uśmiech.
- Do usłóg. - ukłoniłem się. - Mam zostać? - spytałem. Nie wiedziałem co robić. Może chciałą zostać sama. Po chwili pokiwała twierdząco głową. Bardzso mnie to ucieszyło. Usiadłem obok niej.
PERSPEKTYWA ANKI:
Kazałam mu usiąść. Nie chciałam zpstać sama. Czułam pustkę. Karol usiadł obk mnie.
- Pewnie wiesz co się stałó? - spytałam bez sensu. Wiadomo, żę Bartek mu wszystko opowiedział. Może to i lepiej.
- Tak. - pokiwał głową.
- Bartek poszedł?
- Przed chwilą.
- Prze ze mnie masz same problemy. - powiedziałam patrząc w okno.
- Anka... - westchnął. - Wiesz, żę zawsze ci pomogę.
- Wiem, wiem, mężu. - uśmiechnęłam się. - Byś przytulił żonę... - powiedziałam i spojrzałam w sufit.
Po chwili uśmiechnięty Karol wykonał moją proźbę. Lubiłam go, ale był jedynie moim przyjacielem. A, no i moim przybranym mężem.
- Już możesz mnie puścić. - zaśmiałam się.
- Nie. - uśmiechnął się, ale w końcu mnie puścił.
- Zamawiam prysznic! - krzyknęłam i wybiegłam do łazięki. Przebrałam się w pidżamę. Co prawda cherbata już mi wystygła, ale wypiłam ją i pożywiłam się kanapkami. Na zegarku była 23.00. Ogarnął mnie sen.
Wstałam o 11.00. W nocy kilka krotnie się budziłam. Dręczyła mnie sprawa z Łukaszem. Zachciało mi się pić. Jeszcze w pidżamie poszła do kuchni po wodę. Obok blatu kuchennego stał Atanasijević. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się. Chyba robił śniadanie. Nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać. No chyba nie o tej stłuczce.
Podesząłm do lodówki i wyjęłam z niej wodę. Upiłam łyk.
- Siadaj, zaraz będzie śniadanie.
- Ja wiem, że ty za mną nie przepadasz, ale truć mine nie musisz. - zaśmiałam się. - Dlaczego akurat ty zgłosiłeś się, żeby się mną zajmować?
Nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami.
- To co będziemy robić? - spytał stawiając przede mną tależ kanapek i dzbanek kawy.
- Mozę pojedziemy do fundacji?
- No ok.
Zjedliśmy śniadanie i poszłam się przebrać :http://allani.pl/zestaw/720770
- To co jedziemy? - spytałam, a on przytaknął.
Droga minęła szybko, oczywiście wsłuchiwaliśmy się w ciszę.
W fundacji spędziliśmy około dwóch godzin. Postanowiliśmy iść na lody.
- Jakie chcesz? - spytał.
- Truskawkowe. - odpowiedziałam. Usiadłam na ławce i czekałam na ATanasijević`a. W kńcu się zjawił.
- Dzięki. - powiedziałam, kiedy podawał mi truskawkowy przysmak.
Obok nas przeszła para starzych ludzi trzymających się za rękę. Musięli się bardzo kochać.
- Zazdroszczę im. Muszą się bardzo kochać. - powedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- Też sobie kogoś znajdziesz. - umiał pocieszyć nie ma co.
- Na pewno. Ale kto by ze mną wytrzymał powiedzmy 15 lat? - spytałam ,a on zaczął się głośno śmiać.
- I tu się z tobą zgodzę. - powiedział, a ja dałam mu sójkę w bok. - No chyba, że musiałby być psychologiem czy psychiatra z zawodu. - znów się nabijał.
- Zamilcz... - powiedziałam patrząc na niego jak na idotę.
- Oj, nie gniewaj się. - objął mnie ramieniem. Zdziwiło mnie to. - Patrz. - powiedział i pokazał na swój segarek. - Już wytrzymałem z tobą 4,5 godziny. - powiedział z uznaniem, a ja tylko się uśmiechnęłam.
Siedzieliśmy tak jeszcze około godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Postanowiliśmy jechać do domu. Po drodze zrobiłąm zakupy. Czuła się już lepiej. Postanowiłam, że jutro wrócę do pracy. W domu obejrzeliśmy film, a po chwili przyszedł Karol

2 komentarze:

  1. Durny Łukasz!Kontakty z Alkiem się poprawiają, czekam na kolejny i zapraszam.
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń